niedziela, 28 grudnia 2014

(Epilog 2) Dodatek- "Pragnę cię jeszcze bardziej niż zawsze."

Alice

Stoisz przy boku swojego mężczyzny i przyglądasz się ludziom, którzy cały czas wiwatują z powodu wygranej na IO kilka godzin temu. Thomas z uśmiechem wtula się w twoją nogę, co chwila odwracając głowę do tyłu. Czekasz aby organizatorzy ogarnęli ten cały bałagan i zaprosili cię na konferencję prasową. Najtrudniejszą konferencje prasową w twoim życiu. Spoglądasz w bok i uśmiechasz się szeroko na widok twarzy Matta. Jesteś naprawdę szczęśliwa. Niczego ci nie brakuję. Jesteś spełnioną żoną, matką i łyżwiarką. Gdy twój syn odrywa się od twojego kolana na widok cioci Gabrieli, ty momentalnie zatapiasz się w kuszących ustach swojego męża. Matthew wciąż powoduję u ciebie przyśpieszony oddech i szybsze bicie serca. Mimo upływu lat wciąż się kochacie, ciągnie was do siebie. Twoje kolana uginają się pod siłą pocałunku, aż w końcu nie wytrzymujesz i odrywasz się do Andersona, posyłając mu przepraszający uśmiech. Śmieje się cicho jak ma to w zwyczaju i obejmuję cię ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Winter zbliża się w waszą stronę i uśmiecha szeroko, przytulając cię mocno i szepcząc ciche "gratulacje" do twojego ucha. Dziękujesz jej skinięciem głowy i momentalnie twój wzrok zatrzymuje się na małym Olivierze oraz Thomasie. Dzieci mają ze sobą bardzo dobry kontakt tak jak ich matki. Oli twojego braciszka jest całkowitym odzwierciedleniem Nicolasa, a twój Thomas to kropka wody podobna do Matta. Jedyne co po tobie odziedziczył to blond włosy, które wystają mu lekko za czapkę. Przerywasz rozmowę z twoją już bratanicą i na znak menadżera udajesz się w stronę budynku. Tuż po chwili na ławce obok stolika dostrzegasz swoich bliskich. Bierzesz głęboki oddech i przysuwasz bliżej siebie mikrofon. Niedługo czekasz na pierwsze pytanie dziennikarza, które brzmi:

-Zdobyła dziś pani złoto olimpijskie. Coś o czym marzy każdy sportowiec. Czy ma pani coś jeszcze do zdobycia w planach? 

-Tak, złoto olimpijskie to naprawdę coś niesamowitego i docenienie mojej pracy przez te dwa lata. Nie mam w planach nic do zdobycia, gdyż już wcześniej podjęłam  pewną decyzję, o której państwo się za chwilę dowiecie. Ze smutkiem, ale także spełnieniem swoich marzeń i założeń ogłaszam, że dnia 22 lutego 2016 roku, po zakończonych Igrzyskach Olimpijskich w USA kończę swoją karierę sportową. -wypowiadasz ze łzami w oczach. 

-Skąd u pani taka decyzja?-dopytuję wysoki brunet z twojej byłej redakcji. 

-Otóż naprawdę kocham jeździć na łyżwach i wiem, że moja kariera trwała bardzo krótko, ale zdecydowanie bardziej kocham swoją rodzinę. Chce by mój syn wychował się przy mamie, która będzie przy nim zawsze i wszędzie. W najważniejszych momentach w jego życiu. Od zawsze marzyłam o założeniu rodziny i jestem gotowa porzucić dla niej wszystko. Mam kochającego mnie Matta i słodkiego Thomasa, który za pewne pójdzie w ślady swoich rodziców. -opowiadasz z ciepłym uśmiechem. 

-W takim razie za kilka lat możemy spodziewać się kolejnego członka z rodziny Andersonów na lodowisku lub parkiecie siatkarskim? - pyta ze śmiechem Marian Ruse.

-Za pewne tak. - odpowiadasz szerze się śmiejąc. -Mamy jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Na przykład rodzeństwo dla naszego ukochanego Thomasa. - w tej chwili po sali rozbrzmiewa śmiech wszystkich zebranych. 

-Dziękujemy za poświęcenie nam czasu i życzymy wszystkiego dobrego pani oraz całej licznej rodzince Andersonów. Dziękujemy za te wspaniałe lata dla amerykańskiego sportu i łyżwiarstwa. 

Podnosisz się z miejsca i momentalnie wtulasz w ramiona Matta, mogąc się wreszcie wypłakać. Te lata były dla ciebie tak bardzo cudowne. Powrót na lód i od razu pierwsza wygrana w Pucharze Świata, później genialny występ na Mistrzostwach USA i wiele zwycięstw w kolejnych zawodach, aż w końcu Mistrzostwo Olimpijskie jako podsumowanie tak udanego dla ciebie czasu i rozdziału w życiu.  Thomas jakimś cudem wdrapuje się na twoje ramiona i posyła ci tego niesamowity uśmiech, który posiada po swoim ojcu. 

-Mamusiu nie płacz. Wszystko będzie dobrze.-ściera swoimi małymi rączkami twoje łzy. 

Uśmiechasz się przez łzy i całujesz go w policzek, ruszając w stronę hotelu. Po drodze żegnasz się z każdą swoją rywalką, życząc sukcesów. Matt zostawia cię w holu z waszym skarbem i znika na schodach, w celu zabrania waszych bagaży. Po kilku minutach siedzisz już w taxi, która wiezie was na lotnisko. Zamglonym wzrokiem lustrujesz widoki San Diego. 

                             ***
Napełniona pozytywną energią wyskakujesz z waszej sypialni, by po chwili podśpiewywać pod prysznicem. Jesteś w doskonałym humorze i nie da się tego nie zauważyć twoim domownikom. Tańczysz zwinnie przy smażeniu naleśników, co wywołuje śmiech u twoich mężczyzn. Witasz ich buziakami w policzek i nakładasz na ich talerze świeżo usmażone naleśniki. Matt lustruje wzrokiem twoje pośladki, które drgają pod wpływem twoich obrotów, na co ty uśmiechasz się pod nosem. Po podkradaniu Andersonowi kilku łyczków kawy opuszczasz wraz z nim oraz Thomasem wasze wielkie mieszkanie i opadasz na miejsce kierowcy niebieskiego Nissana. Włączasz silnik i ruszasz z pod waszego terenu, w stronę Podpromia. Po drodze podrzucasz małego Gabi i Nicolasowi, którzy niedawno wprowadzili się do mieszkania obok twoich rodziców. Ameryka im się nieco znudziła, gdyż byli tam zupełnie sami. Tak, więc rodzinka Andersonów i Winterów zamieszkuje teraz w Polsce. Z piskiem opon parkujesz maszynę pod halą, na co Matt tylko śmieje się głośno i wysiada. Po zakończeniu swojej kariery wróciłaś na stanowisko w Asseco Resovi, które kiedyś jako niespodziankę załatwił ci twój ojciec. Wtulona w prawy bok siatkarza wchodzisz do budynku, gdzie od razu dostrzegasz goniących się Lotmana i Ignaczaka. Chylisz głowę, kiedy tuż nad nią przelatuje telefon Paula. Ze śmiechem udajesz się do szatni chłopaków, wcześniej pukając. Po chwili wpadają do niej  także dwaj "szybcy i wściekli".

-Kur**! Igła ty poje**ńcu! Zniszczyłeś mi telefon!-oburza się Amerykanin. 

-Nie trzeba było mnie nagrywać pod prysznicem! Jakby to Iwonka zobaczyła w internecie to by chyba wzrok i słuch straciła, a tego nie chce. - odpowiada libero. 

Po pomieszczeniu rozbrzmiewa fala śmiechu i od razu dobry humor udziela się każdemu. Kochasz tych chłopaków. Jakim cudem ty bez nich wytrzymałaś w tym USA to nie masz pojęcia. Kiedy masz już wychodzić na salę, w szatni pojawia się Kowal:

-Panowie! Ja rozumem, że wczoraj był Sylwester, ale trening to trening. Za każde 5 minut spóźnienia 20 okrążeń!

Kiedy tylko zamyka za sobą drzwi obserwujesz jak wszyscy zawodnicy Rzeszowa migiem opuszczają szatnie, a Lotman siłując się z Krzyśkiem w drzwiach ślizga się na płytkach niczym na lodzie. Po chwili traci równowagę i upada na zimną podłogę. Ze śmiechem opuszczasz pomieszczenie i kierujesz się na halę. Po jakiś 10 minutach w obiekcie melduję się Paul. 

-Co ja mówiłem o spóźnianiu?! Lotman 30 plus 40 okrążeń za swoje życzenie!-wykrzykuje purpurowy już Andrzej. 

-Ale trenerze... -broni się przyjmując, ale przerywa mu trener.

-Żadnych ale...! 

-Igła ty ch*** nie żyjesz! -wściekły Amerykanin przyśpiesza. 

                                                     ***
Krzątasz się po  kuchni, nucąc pod nosem hity puszczane dziś przez Nikolaya na porannym treningu. Wyjmujesz z garnka świeżo ugotowany schab i układasz go na dwóch talerzykach, by następnie położyć je w salonie na stole. Spoglądasz z grymasem na zegar, który ukazuje już dziesięć minut spóźnienia Matta. Po chwili jednak po mieszkaniu roznosi się dzwonek, a ty biegiem ruszasz w kierunku drzwi. Amerykanin uśmiecha się pod nosem i mówi:

-Hej kochanie! Przepraszam, ale nieco później wyjechałem z hali i korki były.-składa całusa na twoim policzku.-Proszę to dla ciebie.-wręcza ci z za pleców bukiet czerwonych róż. 

-Dziękuję.-odpowiadasz z uśmiechem, zapraszając go gestem dłoni do salonu. 

Zapalasz świece i poklepujesz miejsce obok siebie na sofie. Na twarzy siatkarza dostrzegasz spore zdziwienie. Skrada z twoich ust delikatny pocałunek i zabiera się za jedzenie przygotowanych przez ciebie potraf. Po skonsumowaniu deseru, którym była kremówka sama przez ciebie zrobiona, nalewacie sobie do kieliszków winna i śmiejecie się głośno, oglądając wasz ślub na plazmie. Lotman zostawił wtedy pierścionki na stole w domu, ale na szczęście Jass szybko je  skombinowała. Kiedy nagranie dobiega końca Matt układa swoją dłoń na twoim odsłoniętym udzie i spogląda na ciebie spojrzeniem przepełnionym pożądania. Po sekundzie zatapia się w twoich malinowych ustach, jednocześnie błądząc swoją ręką po twoich plecach. Bierze cię na ramiona i zanosi do waszej sypialni, w której sytuacja coraz bardziej się rozkręca. Układa się na tobie, składając pocałunki na twojej szyi. Po chwili zdziera z ciebie czarną, krótką sukienkę, która ląduje gdzieś na końcu pomieszczenia. 

-Zwariowałeś.-szepczesz w jego włosy. 

-Sama mówiłaś na konferencji, że mamy do zrobienia  rodzeństwo dla Thomasa. To teraz żałuj. - mówi ze śmiechem. 

-Nie będę żałować.

-Pragnę cię jeszcze bardziej niż zawsze.-szepcze zmysłowo do twojego ucha. 

Tak też spędzacie pierwszą noc nowego roku. Namiętnie i poddając się swojemu pożądaniu. 

                             ***
Leżysz z uśmiechem na ustach w swoim miękkim łóżku, kiedy naglę do sypialni wpada Thomas. Kilka miesięcy urządzałaś mu 3. urodziny. Natychmiast podnosisz się do pozycji siedzącej i przytulasz go do siebie, całując czule w czubek głowy. Spoglądasz ukradkiem na puste obok miejsce i gładzisz delikatnie dłonią białe prześcieradło.  Matt przebywa obecnie w Kalifornii, gdzie odbywają się obecnie Mistrzostwa Świata USA 2016.

-Mamusiu! Tata dzwonił! Pytał, czy już lecimy samolotem.

-Co?! Który dzisiaj?-momentalnie odblokowujesz telefon i spoglądasz na datę. -19 września! -zrywasz się z miejsca. 

-Dzisiaj są ten ważny mecz prawda?-pyta mały. 

Kiwasz tylko głową i każesz mu się pośpiesznie przebrać w ubrania. Ty tymczasem pakujesz najpotrzebniejsze rzeczy do dużej, białej torby. Dzisiaj finał Mistrzostw Świata, a ty kompletnie o tym zapomniałaś. Opuszczasz pomieszczenie i wpadasz do pokoju twojego skarbu. Thomas siedzi ubrany na swoim łóżeczku i spogląda na ciebie z uśmiechem. Zbiegacie do kuchni i w pośpiechu jecie przygotowaną przez ciebie jajecznicę. Po krótkim prysznicu przebrana i pomalowana narzucasz na siebie cienką skórzaną kurtkę, opuszczając mieszkanie. Thomi grzecznie siada z tyłu samochodu, a ty zażywasz tabletkę przeciwbólowa. Od 3 w nocy boli cię brzuch, a kilka razy także wymiotowałaś. To trzeci miesiąc ciąży, więc to normalne. Przekręcasz kluczyki w statyce i ruszasz w stronę  Jasionki. Po drodze sprzątasz Gabi, która zadba o to by Nissan dotarł z powrotem do domu. Żegnasz się z ją całusem w policzek, a Thomas przytula się do niej mocno, a gdy kierujecie się w stronę samolotu po odprawie macha w jej kierunku. Ciocia małego zasiada do samochodu i odjeżdża, a wy zapinacie pasy i wznosicie się w górę. 

                           ***
Rywalem USA w finale MŚ jest Polska, która idzie niczym burza. Uwielbiasz obie drużyny, ale kibicujesz swojego mężowi i jego kolegom. Przed meczem pojawiasz się w szatni, gdzie Matt wita cię mocnym uściskiem i burzy fryzurę Thomasowi. Mały szczerze się śmieje i życzy swojemu tatusiowi powodzenia. Jak ty ich kochasz. Opuszczasz szatnię, gdyż chłopaki zaraz mają wychodzić na rozgrzewkę i podążasz w kierunku jakiegoś baru. Zamawiasz gorąca kawę z podwójną pianką, dla blondynka kupujesz sok pomarańczowy, który uwielbia pić po Matthew. Witasz się szerokim uśmiechem z Drzyzgą oraz Konarskim i rozpoczynasz z nimi rozmowę. Po chwili obok nich pojawia się uśmiechnięty od ucha do ucha Włodarczyk, którego znasz z meczów Skry oraz Karol i Andrzej. Posyłają w twoją stronę szerokie uśmiechy, na co ty tylko kręcisz ze śmiechem głową. 

-Ładne bioderka!-krzyczy za tobą Wojtek.- Obiecaj, że nawet jak wygra USA, o czym nie ma mowy, zatańczysz ze mną w klubie. Okay?-pojawia się przy twoim boku. 

-Niech ci będzie Włodek. - odpowiadasz ze śmiechem, na widok jego zmarszczonego nosa. 

-Nie mów tak do mnie! Bo kiedyś tego pożałujesz!-grozi ci palcem. 

Zasiadasz z Thomasem blisko boiska i witasz się z Sperawem. Ku twojemu zdziwieniu jest tu także jego córeczka, Emily. Zauważasz, że rudowłosa nie może oderwać wzroku od Andersona, co cię nawet nie irytuję. Przecież już nie może wam zagrozić. Jesteście małżeństwem. Twoje rozmyślenia przerywa głos spikera, który oznajmia, że obie drużyny wchodzą na boisko. Rozpoczyna się od hymnów. Mazurek Dąbrowskiego odśpiewany przez dość liczną polską publiczność, a później hymn amerykański. Pierwsza piłka już w górze. Zagrywka Miki nie sprawia większych kłopotów Lotmanowi, który dostarcza piłkę do Christensona, by później rozegrać ją do Andersona, który mocno atakuje, mijając podwójny blok. Z każdą minutą emocje rosną. Wynik jak na razie korzystny dla USA 24:23. Na zagrywkę wędruje Maxwell, który przestrzela. Klniesz siarczyście, a Thomas spogląda na ciebie oczami jak spodki. Lekceważysz to i śledzisz już kolejną akcje. Kolejny punkt dla Polaków po ataku Włodarczyka. Teraz to oni mają piłkę meczową. Kłos wykonuje lekki flot. Przyjmuje go Paul, Micach rozgrywa do Maxwella na krótką, która minimalnie wpada w aut. Tak, więc Polska prowadzi 1:0 w setach. Wściekła za te ostatnie piłki wpadasz do szatni chłopaków, krzycząc na nich by ich zmotywować. Thomas uderza mocno Matta w plecy, który śmieje się pod nosem. Całujesz go namiętnie i opuszczasz pomieszczenie. Na korytarzu mijasz uśmiechniętego szeroko Pitera, któremu machasz. Mimo przegranej partii, jesteś pełna pozytywnej energii.
Chwilę później Amerykanie prowadzą na przerwie technicznej 8:5, co napawa cię optymizmem. Trener daje odpocząć Mattowi na najważniejsze momenty, a na boisku zastępuje go Clark. Ściskasz mocno dłoń pierwszego atakującego USA i spoglądasz co chwila na tablice wyników. Kibice doskonale bawią się w kalifornijskiej hali. Klaszczesz mocno w dłonie, wykrzykując " Max". Holt zdobywa asa serwisowego i puszcza do ciebie oczko. 16:12. Po kolejnej emocjonującej końcówce wynik to 25:20 dla USA. Klepiesz chłopaków po tyłkach, życząc im powodzenia. Drugi set to masa błędów po obu stronach, ale na szczęście wygrywają Amerykanie. Tak, więc zostaje ostatni. Matthew rozpoczyna go od mocnej zagrywki w aut, na co się krzywisz. Przy stanie 10:9 emocje wzrastają. Doskonała seria zagrywek Wojtka sprawia problemy w przyjęciu podopiecznym Johna. Polska prowadzi na drugiej przerwie technicznej 16:12. Zaniepokojona przywołujesz do siebie Matta, by napełnić go siłą do walki. Obgryzasz paznokcie, kiedy na zagrywce stoi Włodi przy stanie 24:23. 

-To jest aut! USA wygrywa Mistrzostwa Świata USA 2016! To jest niesamowite! Tak blisko tie breaku!- słyszysz pełen emocji głos komentatora. 

Matthew przeskakuję przez barierki i rzuca ci się na szyję, całując zachłannie. Dziękuję ci za wiarę, za zagrzewanie do walki. Po dłuższej chwili postanawiasz mu powiedzieć. To chyba najlepszy moment. 

-Matt. Muszę ci coś powiedzieć.-mówisz cicho. 

-Co takiego?-pyta z uniesionymi brwiami. 

-Jestem w ciąży! -oznajmiasz z uśmiechem. 

-Niemożliwe!-unosi się ku górze i okręca wokół własnej osi. 

Ludzie i siatkarze spoglądają na was z szerokim uśmiechem, nie mając pojęcia że to nie z wygranej, a z powiększenia niedługo waszej rodzinki. Thomas z uśmiechem obserwuje was z ramion swojego wujka Paula. W końcu Anderson stawia cię na boisku i ciągnie za rękę w kierunku szatni.  Wraz z chłopakami ściąga koszulki i skacze ku górze, krzycząc niemiłosiernie. Zakrywasz oczy swojemu skarbowi, a sama ze śmiechem obserwujesz chłopaków. Po chwili wracają na halę, by wziąć udział w dekoracji. Z szerokim uśmiechem na twarzy nagrywasz wszystko na pamiątkę. 

-A najlepszym zawodnikiem Mistrzostw Świata  zostaje... Matthew Anderson! - w tym momencie w twoich oczach pojawiają się łzy. 

Po chwili płaczesz już w ramiona Matta, wraz z nim. Po godzinie przerwy w hotelu ubrana w czerwoną sukienkę i wysokie szpilki udajesz się do klubu za imprezę z Polakami i Amerykanami. Mimo przegranej Polska nie jest wcale smutna. Wciąż w głowach ma ubiegłe MŚ w Polsce. Zgodnie z obietnicą dajesz się porwać Włodarczykowi na parkiet, gdzie dajecie niezły popis. Jego koledzy z klubu klaskają w dłonie i śmieją się głośno na każde wasze kroki. Po kilku godzinach spędzonych na parkiecie opadasz zmęczona na kanapę w kącie. 

-No to teraz toast! -ogłasza Lotman. 

-Poczekajcie! Wcześniej chcieliśmy coś wam z Alice ogłosić.  Otóż moja ukochana żonka jest w ciąży.-mówi uradowany Anderson. 

-A to już rozumiem dlaczego nie wzięła od nas szampana!-zauważa Holt. 


                                                             Od Autorki:

Zdecydowałam się dodać wam taki dodatek wyżej :) Mam nadzieję, że wam się spodoba ;3 Matt i Alice będą mieć drugie dziecko *.* A sam Anderson wrócił do Zenitu :) Cieszę się bardzo i nigdy nie sądziłam, ze będę aż tak na Rosję się cieszyć xD To chyba tyle :) Pozdrawiam i zapraszam na Zniszczone Marzenia, gdzie 2 ukaże się 30, albo 31 grudnia ;) 


sobota, 20 grudnia 2014

EPILOG: "-Kocham Cię. Kocham Was."

Ze szczególną dedykacją dla Oli N.:* Gdyby nie ty ta historia i ten blog nigdy by nie powstał :3 Dziękuję Ci za to, że byłaś ze mną i  nadal będziesz <3 Moja doradczyni :3 Dla was ten ostatni odcinek dodaje :) Miłego czytania :* Polecam puścić sobie swoją ulubioną, najlepiej wolną piosenkę, by wczuć się w klimat :) 

                                                                Dwa lata później


Matt

Spacerujesz nerwowo po szpitalnym korytarzu, oczekując na jakiekolwiek  wiadomości od lekarzy. W końcu opadasz na plastikowe krzesło, przecierając swoją twarz zimnymi dłońmi. Wbijasz swój wzrok w jasną podłogę, ale po chwili go unosisz, kiedy do twoich uszu dochodzi odgłos stukania obcasów. Spoglądasz z delikatnym uśmiechem na podążające w twoją stronę małżeństwo Winterów oraz twoją rodzicielkę. Siadają obok ciebie, zasypując cię milionem pytań. W tym oto czasie drzwi porodówki otwierają się, a ty momentalnie zrywasz się z miejsca. Pani Lars ściąga maskę z twarzy i podchodzi do ciebie, oznajmiając z uśmiechem:

-Gratulacje panie Anderson. Ma pan syna.

Chyba nic nie jest w stanie opisać twojego szczęścia w obecnej chwili. Dziękujesz młodej brunetce i zgodnie z jej poleceniami czekasz, aż twoja żona przewieziona zostanie do innej sali. Po jakiś 15 minutach podążasz za jej szczupłą sylwetką, świecącym pustkami korytarzem, aż w końcu zatrzymujesz się przed drzwiami z numerem 345. Bierzesz głęboki oddech i przekraczasz próg pomieszczenia. Od razu w oczy rzuca ci się znajoma doskonale blondynka z dzieckiem na rękach. Podchodzisz do nich i siadasz na taborecie stojącym obok łóżka. Witasz ją czułym pocałunkiem, a następnie spoglądasz na śpiące przy jej boku maleństwo. Uśmiechasz się szeroko, biorąc go delikatnie na swoje ramiona. Ta twarz jest zupełnym odzwierciedleniem twarzy twojej ukochanej. Gładzisz palcem delikatnie jego policzki i czujesz jak do twoich oczu napływają łzy. Jesteś ojcem. Masz własnego syna.  To takie niesamowite uczucie. Alice uśmiecha się delikatnie na ten widok i robi pamiątkowe zdjęcie. Po chwili do sali wpada pielęgniarka, która zabiera wasz skarb. Splatasz swoje palce z palcami Alice i uśmiechasz się do niej szeroko. 

-Dziękuję Ci.-muskasz ustami zewnętrzną część jej dłoni.-Jesteś po prostu niesamowita. 

-Mówisz mi to po raz setny, ale wciąż brzmi to tak magicznie.-mówi roześmiana.

-Kocham Cię. Kocham Was. Ciebie i Thomasa.- szepczesz w jej wargi. 

                                    ***
Alice

Kiedy układasz nosidełko na schodkach, Matthew gwałtownie bierze cię na ramiona i przenosi przez próg waszego mieszkania, tak jak dwa lata temu, w dniu waszego ślubu. Roześmiany stawia cię na podłodze i wraca się po wasz skarb. Rodzice oraz twoja teściowa witają was szerokim uśmiechem, pytając o to jak się czujesz. Ze śmiechem opowiadasz im o twoich męczarniach, opadając na miękką kanapę w salonie. Uśmiechasz się pod nosem na widok zaczarowanych przez waszego synka dziadków i spoglądasz z czułością na Matta.  Jesteś zmęczona pobytem w szpitalu, ale nie masz najmniejszej ochoty odchodzić choćby na krok od twojego maleństwa. Nie miałaś pojęcia, że macierzyństwo jest takie wspaniałe. Mogłabyś siedzieć przy Thomasie całą noc i dzień. Zerkasz na śpiące w łóżeczku dziecko i przykrywasz je kołderką pod same ramiona, czując jak Matthew oplata cię swoimi silnymi ramionami w pasie. Odwracasz się w jego stronę i uśmiechasz się delikatnie na widok jego błękitnych oczu przepełnionych szczęściem i radością. Skarży ci się, że z powodu nowego członka waszej rodzinki poświęcasz mu zdecydowanie za mało czasu. Śmiejesz się perliście na jego słowa i zatapiasz się w jego ustach. Wplatasz swoje dłonie w jego ciemne włosy, jeszcze bardziej napierając na jego wargi. Odrywa się od ciebie łapiąc oddech, a ty znikasz na schodach, udając się do twojego pokoju. Musisz się odświeżyć i przygotować, do zbliżającej się wielkimi krokami wigilii. Pierwsze święta z waszym synkiem. Zamykasz za sobą drzwi łazienki i pośpiesznie pozbywasz się swoich ubrań, by ułożyć się wygodnie w wypełnionej po brzegi pianą wannie. Przymykasz powieki i wzdychasz głęboko, czując niesamowitą ulgę. Nareszcie w domu. Po tych kilku dniach spędzonych w szpitalu możesz wreszcie odpocząć. Wiesz, że wychowanie małego Andersona nie będzie proste, ale masz przy sobie swoich rodziców, którzy specjalnie dla ciebie postanowili przez najbliższy czas zamieszkać w waszym domu. Matka Matthew również już wcześniej, kiedy chodziłaś jeszcze z zaokrąglonym brzuszkiem deklarowała swoją pomoc. Naprawdę nie wiesz, kiedy to wszystko tak świetnie się poukładało. Pamiętasz jeszcze  jak byłaś skłócona ze swoją rodzicielką i ojcem, gdyż zabraniali ci być szczęśliwą. Teraz nie ukrywają swojej radości na widok ich wnuka. Widocznie dotarło do nich, że Matthew naprawdę cię kocha, a ty kochasz jego i nigdy w życiu by cię nie skrzywdził. Po godzinie relaksu owinięta w biały ręcznik przemieszczasz się do swojego pokoju i podchodzisz do szafy, wyciągając z niej kupioną przez Gabrielę sukienkę oraz szpilki do kompletu. Szybko ubierasz na siebie kreację i gotowa stajesz przed lustrem, stwierdzając, że jak zawsze Winter cię nie zawiodła. Zbiegasz po schodach, zaglądając do kuchni. Uśmiechasz się pod nosem na widok twojego przystojniaka, który podsmaża Karpia. Z podziwiania jego bioder kołyszących się do świątecznych piosenek wyrywa cię piosenka oznajmiająca połączenie. Pośpiesznie sięgasz po telefon spoczywający na stole w salonie i odbierasz połączenie, nie patrząc na ekran. 

-Wesołych Świat panno Anderson! Życzę Ci Kochana, abyś podbijała parkiety tymi swoimi bioderkami, pociągała Matta tym seksownym tyłeczkiem, namiętnych i nieprzespanych nocy, szczęścia, miłości od tego idioty, wielu ciepłych chwil, uśmiechu na co dzień, takiego jak mój i wszystkiego najlepszego! A no i szczęśliwego nowego roku sprośna świnio! -słyszysz w słuchawce roześmiany głos Lotmana. 

-Dziękuję Paul! Żubróweczko a ja tobie z całego serca życzę sukcesów sportowych, spełnienia marzeń, cierpliwości i miłości od Jasmine, byś był dalej taki stuknięty jak jesteś i wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2015! -kończysz swój monolog. - Przekaż też Jass. Ja muszę lecieć. 

Z kuchni dobiega cię głośny śmiech Matthew. Spoglądasz w jego stronę i kręcisz z uśmiechem głową. Pomagasz mu w rozkładaniu talerzy i pytasz, gdzie podziali się wszyscy domownicy. Jak na zawołanie Gabi z Nicolasem zbiegają na dół, a drzwi mieszkania otwierają się, a ty tylko przewracasz oczami na widok Johna z gitarą. To będą fałsze! Po nakryciu stołu wszyscy gromadzą się w salonie i za śladem twojego ojca rozpoczynają modlitwę. Po chwili z uśmiechem na ustach dzielisz się opłatkiem z twoją teściową, życząc jej cierpliwości do małego. Wzdychasz głośno, kiedy twój braciszek sprytnie zauważa, że siedzicie nad jemiołą. Matthew nie czeka na żadne polecenie i bez słowa wpija się w twoje usta, sprawiając że zaczyna ci się kręcić w głowie. Mimo już tylu lat nadal kochacie się tak samo mocno i szaleńczo. Po spożyciu uroczystej kolacji wszyscy opadają na kanapę w salonie i śpiewają głośno kolędy, co chwila wybuchają śmiechem na fałsze twojego ojca. Z Thomasem na rękach kołyszesz się powoli. Po chwili odbiera go twoja matka, a ty z szerokim uśmiechem wtulasz się w bok Andersona, wdychając zapach jego perfum. Tak cholernie go kochasz. Co ty byś bez niego zrobiła. Na pewno nie stworzyła tak cudownego stworzenia jakim jest Thomy. Ma dokładnie tak samo piękne, przepełnione błękitem morza oczy jak jego tatuś. Oczy , w których widzisz cały swój świat. 

                                           Pewnego letniego wieczoru 

Matt 

Wtulona w twój nagi tors blondynka podziwia lśniące na niebie gwiazdy. Nareszcie macie chwilę dla siebie. Twoja matka z chęcią zajmuje się swoim wnukiem, a wy wreszcie możecie spędzić czas tylko we dwoje. Spoglądasz z uśmiechem na kobietę twojego życia i wplatasz swoje palce w jej długie, przyjemne w dotyku włosy. Przeczesujesz je delikatnie, uśmiechając się pod nosem. To o takim życiu kiedyś marzyłeś. Chciałeś mieć kochającą cię kobietę przy swoim boku i być szczęśliwym ojcem. Kiedyś były to jedynie marzenia, teraz stały się one rzeczywistością. I pomyśleć, że gdybyś wtedy nie przyleciał do Polski to wszystko, mogłoby nie mieć miejsca. Gdyby nie twój ukochany przyjaciel Paul, który cię czasem naprawdę irytuje, mógłbyś nie leżeć teraz na kocyku, ułożonym na trawie i nie napawać się pięknem twojej, tylko twojej blondynki. Gdyby nie ten wypadek na lodowisku, nie byłbyś teraz tak cholernie szczęśliwy i spełniony. Do dzisiaj pamiętasz jej złość na szkodę jaką jej wtedy wyrządziłeś. Wyrzuciła cię wtedy z sali, ale ty nie odpuściłeś. Nie poddałeś się choć, nie wiedzieć czemu już wtedy wydawała ci się taka inna. Przyciągała cię do siebie jak magnez. I nie miałeś wtedy pojęcia, że ktoś taki jak ona zawładnie twoim sercem, będzie krążyć w twojej głowie i stanie się ważniejsza niż twoja pasja. Bo kto by pomyślał, że taka (nie)zwykła blondynka, dziennikarka w sportowej gazecie i młodsza siostra twojego przyjaciela stanie się twoją miłością. Kobietą, dla której będziesz gotów rzucić wszystko, by tylko  sprawić by była szczęśliwa. Gdyby przypadkowy przechodzeń albo nawet Paul powiedział ci, że tak się właśnie stanie wyśmiałbyś go. Przecież byłeś gwiazdą amerykańskiej siatkówki, było ci dobrze, gdy każdej nocy budziłeś się obok innej dziewczyny i traktowałeś je jak przedmiot. Ale nagle pojawiał się ona i zmieniła to. Sprawiła, że twoje spojrzenie na kobiety zmieniło się. Nie chciałeś mieć jej tylko na jedną, jedyną noc, ale na zawsze. Kiedy wypłakiwała się w twoje ramiona po tym cholernym zdarzeniu przed klubem w Kazaniu coś do ciebie dotarło, coś w tobie pękło. Dostrzegłeś, że nie była ci obojętna. Nie chciałeś by cierpiała, by płakała. Wtedy też po raz pierwszy ci zaufała i opowiedziała równie bolesną historię, tłumacząc swoją ostrożność do mężczyzn. Było ci jej żal. Zapewniłeś ją, że ty jesteś inny. Obiecałeś, że nie pozwolisz by ktoś ją skrzywdził. Pamiętasz także jej irytację ilością tatuaży na twoim ciele, ale bardziej w pamięci utkwił ci moment jakim wzrokiem wtedy na ciebie patrzyła. A tak akcja w łazience... Pierwszy raz widziałeś ją nago. No i ten cholerny związek z Emily, SMS, który mógł zniszczyć wszystko... Wasza historia, tworzyła prze rożne ścieżki i drogi, ale wreszcie trafiliście na tą odpowiednią. Z rozmyśleń wyrywa cię głośny krzyk blondynki. Przestraszony zrywasz się na równe nogi, ale gdy dostrzegasz jej delikatny uśmiech z ulgą opadasz z powrotem na koc. Odgarniasz kosmyk jej włosów za ucho, a ona pochyla się nad tobą i powoli zatapia w twoich ustach, aż w końcu wasz pocałunek, przeradza cię w wojnę języków. Obdarowujesz jej odsłonięty dekolt milionem pocałunków, słysząc jej przyśpieszony oddech. Układasz głowę na jej piersi, wsłuchując się w odgłos jej bicia serca. Serca, które bije tylko dla ciebie. 


                                  ***
                           
Alice 

Bierzesz głęboki oddech i jeszcze raz sprawdzasz wiązania łyżew. Uśmiechasz się pod nosem, spoglądając na tablicę wyników. Ostatnia kolejka, ostatni dziś występ. Odwracasz głowę w stronę publiczności, na której bez problemu dostrzegasz twojego ukochanego męża i Thomasa, który ma już 2 latka. Trenerka podbiega do ciebie, szepcząc ci na ucho, byś zachowała spokój i swobodę. Kiwasz tylko głową i upijasz ostatni łyk soku pomarańczowego z fioletowego bidonu. Wchodzisz na lód, prezentujesz się sędziom oraz widowni i wykonujesz staranne, delikatne ruchy, do rozpoczynającej się muzyki. Z każdą minutą mija twój strach i nerwowość, a ich miejsce zastępuje spokój i pewność siebie. Kiedy z głośników pada nieco szybsza piosenka natychmiast przyśpieszasz i rozpędzasz się, aby wykonać obrót. Z delikatnym uśmiechem oddychasz z ulgą, kiedy bezpiecznie lądujesz na twardym lodzie. Nadchodzi czas na twoją ulubioną, ale także najtrudniejszą i najbezpieczniejszą figurę. Odbijasz się od tafli lodu, okręcając się w powietrzu, lądujesz i powtarzasz to jeszcze raz. Widownia reaguje głośnymi brawami, a ty z szerokim uśmiechem kontynuujesz swój taniec. Okręcasz się wokół własnej osi, słysząc kolejne okrzyki zadowolenia. Gdy twój czas dobiega końca podjeżdżasz do stanowiska jury i spoglądasz na ich oceny. Są naprawdę wysokie. Twój wzrok zatrzymuje się na tablicy wyników. Panowie od komputerowej roboty podliczają punkty, a ty z niepokojem oczekujesz na wynik. Nie możesz w to uwierzyć! Przy twoim nazwisku pojawia się jedynka! 

-Alice Anderson! Mistrzynią Olimpijską! -dobiega do ciebie stłumiony głos spikera. 

Natychmiast opuszczasz lód, zamieniasz łyżwy na buty i przepychasz się przez tłum dziennikarzy. Po twoich policzkach spływają łzy. Łzy szczęścia. Uradowana rzucasz się na szyję Matthew i toniesz w jego silnych ramionach, plamiąc jego kurtkę słoną cieczą. Nie obchodzi cię to, że wzrok wszystkich skierowany jest na waszą dwójkę. To niesamowite! Od dziecka marzyłaś o  zdobyciu  złotego medalu olimpijskiego. A teraz stałaś się najlepszą! Jesteś wdzięczna Mattowi, że cały czas cię wspierał i namawiał do powrotu na lód. Pamiętasz jak po nocach godzinami siedziałaś na parapecie, z gorącym kubkiem malinowej herbaty i myślałaś nad tym wszystkim, zastanawiałaś się. To wszystko się opłaciło! Euforia jaka teraz wypełniała cię w środku była nie do opisania. W końcu oderwałaś się od swojego męża i wzięłaś na ręce Thomasa, który błądził wzrokiem po otoczeniu, nie wiedząc za bardzo co się dzieję. 

-Twoja mamusia jest mistrzynią olimpijską skarbie.-wyszeptał Matt. 

Uśmiechnęłaś się pod nosem i ruszyłaś w stronę czekających na ciebie dziennikarzy. Dokładnie za 3 godziny rozpocząć miała się dekoracja medalowa. Tak, więc miałaś czas. W twoją stronę podbiegła znajoma ci doskonale brunetka, która ostrożnie się do ciebie przytuliła i wycałowała w policzki. Po chwili jednak Gabriela zaczęła swój wywiad. 

-Jakie to uczucie być najlepszą na świecie? -zapytała z uśmiechem. 

-Zarąbiste. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli. A szczególnie mojemu mężowi, który naprawdę znaczną rolę odegrał w moim powrocie na lód. Gdyby nie jego anielska cierpliwość to nie wiem co by było.- roześmiałaś się głośno.-Tak, więc to cudeńko, ten medal dedykuję mojemu ukochanemu Matthew oraz mojemu synkowi. 

-A ty jak się czujesz Thomas z tym uczuciem, że masz mamę mistrzynię? 

-Cudownie.-odpowiada głośno. -Kocham ją i zawsze będę.-składa na twoim policzku całusa.

Nim zauważasz mija te kilka godzin i ponownie jesteś w centrum uwagi mediów. Wskakujesz na najwyższy stopień podium, z szerokim uśmiechem machając do widowni, na której tym razem są także twoi rodzice i cała najbliższa rodzina. Nachylasz się, tym samym pozwalając na spoczywanie na twojej szyi złotego medalu. Bierzesz go w dłonie i lekko przegryzasz, sprawdzając czy to aby na pewno prawdziwe złoto. Ze łzami w oczach odśpiewujesz amerykański hymn i opuszczasz podium, udając się w stronę siatkarza. Tak cholernie go kochasz. To on cię cały czas wspierał, wierzył w ciebie. 

                                                KONIEC


                                             Od Autorki:


Tak oto Kochane dobiegłyśmy do końca tej historii. Będzie mi brakować tej wspaniałej obsady bohaterów, żartów Lotmana, docinek Matta i Alice, zboczeństw Andersona... :( Tu jest tyle wspomnień, tyle pracy i tyle serca włożonego. Aż smutno, że po pół roku muszę się rozstać z losami bohaterów. Mimo jednak odchodzę z tego blogu spełniona, gdyż wszystko co zaplanowałam zostało zrobione. Uważam go za najlepszego w moim wykonaniu :3 Pamiętam jak pisałam z moją przyjaciółką i nagle znalazłam na YouTube filmik z dnia Matta. Wysłałam go jej i obie stwierdziłyśmy, że to naprawdę ciacho <3 Później ona napisała, że muszę koniecznie napisać o nim bloga. Winiar miał być ostatnim, ten blog teraz też, ale mam masę pomysłów na inne historie, więc na razie zostaje w tym blogowym świecie :3 Dziękuję Wam Kochane przede wszystkim, bo gdyby nie wasze komentarze, miłe słowa, słowa wsparcia czy krytyki nie dotrwałabym tutaj do końca :3 Dziękuję za liczne zainteresowanie blogiem i mam nadzieję, że będzie on nadal cieszył się dużą popularnością  <3  Już w Wigilie starujemy z nowym blogiem, nową historią, nowymi bohaterami :)  Proszę jeśli nawet nie udzielaliście się w komentarzach wcześniej, aby teraz każdy dodał choćby słowo od siebie :) Zależy mi na waszej opinii i chce wiedzieć, czy nie zmarnowaliście czasu na czytanie tego opowiadania i czy wam się podobało :) Zapraszam serdecznie na "Zniszczone Marzenia" <3 Są już bohaterowie i zwiastun :)  Pozdrawiam i do zobaczenia w Wigilie :3 

niedziela, 14 grudnia 2014

41."Ty stara krowo!"

Tak wiem, że to chore, ale znowu nie sprawdziłam :( Wybaczcie, ale czas i nauka mnie gonią :( Przepraszam za wszystkie błędy i życzę miłego czytania :* 

Matt 

Opadasz na krzesło stojące obok łóżka blondynki i ujmujesz jej dłoń w swoją, muskając jej zewnętrzna cześć swoimi ustami. Dziewczyna otwiera przymknięte powieki i spogląda na ciebie z obojętnością. Ściąga z nosa  maskę tlenową i już ma coś mówić, kiedy zatykasz jej usta palcem. Nie chcesz teraz rozmawiać o jej stanie. Chcesz po prostu posiedzieć przy niej w ciszy i spokoju, ciesząc się jej obecnością. Zastanawia cię tylko jedno. Kiedy jej stan zdrowia się tak pogorszył, by lekarz podejrzewali coś groźnego? Przecież ona zawsze chodziła uśmiechnięta i nie skrzyła się na żaden ból. Dopiero od kilku dni nagle dostała zadyszki i podpierając się po ścianach chodziła po mieszkaniu, gdyż zawroty i mocne bóle głowy jej to uniemożliwiały. Nie jeden raz naciskałeś na nią by udała się do szpitala, ale ona pozostawała wciąż nieugięta, zapewniając że to zwykłe zmęczenie przygotowaniami. Nie wierzyłeś jej ani trochę, ale nie mogłeś jej przecież wsadzić w samochód i siłą zawlec do gabinetu doktora. Przecież widziałeś, że z każdym dniem coraz szybciej się męczyła. Zrobiła kilka kroków i od razu dostawała ataku zadyszki. Niepokoiło cię to. Zrywasz się z krzesła, oznajmiając że idziesz po coś do picia. Gabi natychmiast, kiedy tylko dostrzega twoją, wysoką sylwetkę pojawia się obok, zasypując cię milionem pytań. Ze stoickim spokojem opowiadasz jej, że Alice kontaktuje normalnie, a jej oddech nieco się ustabilizował i jest przytomna. Z pomocą jednego ze starszych panów trafiasz do barku i kupujesz butelkę wody dla dziennikarki, a dla siebie kubek gorącej kawy. Ponownie pojawiasz się w pomieszczeniu, w którym znajduje się Winter i przysiadasz tym razem na łóżku. Dziewczyna unosi się do pozycji siedzącej i odbiera od ciebie opakowanie napoju, otwierając je i zanurzając w niej swoje wargi. Przyglądasz jej się z ciekawością i z uśmiechem pod nosem stwierdzasz, że nawet w tej szpitalnej piżamie wygląda ślicznie. 

-Matt przepraszam cię. Mogłam cię posłuchać i iść do tego durnego szpitala. - przyznaję ci wreszcie rację i odkłada wodę na szafkę nocną. 

-No mogłaś, ale tego nie zrobiłaś. Zawsze musisz być taka uparta? - pytasz ze śmiechem i ocierasz się swoim nosem o jej. - Nie będę się gniewał, jeśli wyjdziesz z tego cała i zdrowa, skarbie. -muskasz delikatnie jej usta. 

-Kochany jesteś. - posyła w twoją stronę ten szeroki uśmiech. 

Nawet teraz, w takiej chwili potrafi być radosna. Podziwiasz ją za to, ale także za to ją kochasz. Zajęci sobą nawet nie zauważacie, kiedy obok łóżka twojej narzeczonej pojawia się prowadzący ją lekarz. Natychmiast odrywasz się od jej ust, na co on uśmiecha się pod nosem i przekazuję wam informacje dotyczące zdrowia Alice. Niestety na razie tylko zleca szereg różnych badań, a dopiero po nich będzie coś wiedział. Wysyła cię po kartę pacjenta do recepcji, a ty posłusznie się tam udajesz. Zapisujesz w odpowiednie pola informacje dyktowane przez swoją ukochaną, a następnie oddajesz ją doktorowi. Chwilę później do sali wpada zirytowana, twoim nie powiadomieniem o tym, że może wejść Gabi. Alice śmieje się z Brown, która uderza cię torbą w głowę, ale kiedy uwagę zwraca jej jednak z pielęgniarek przestaje. Spoglądasz na nią groźnie i po chwili zostawiasz przyjaciółki same, oznajmiając że poinformujesz rodziców Winter. Kiedy drzwi zamykają się za tobą, wyjmujesz z kieszeni swój i'Phone  i ze spisu kontaktów wybierasz numer Amelie Winter. Okazało się, że dzisiaj rano dostała zlecenie od swojego męża by udać się do Buffalo do jednego z klientów. Rodzicielka blondynki odbiera dość szybko, bo po dwóch sygnałach i wita cię swoim ciepłym głosem. Na wieści, której przykazujesz natychmiast zmienia się on w przepełniony zaskoczeniem i zdenerwowaniem. Podajesz jej adres szpitala i czekasz na jej przybycie przed budynkiem. Po chwili wysiada z taksówki i biegnie w twoją stronę, a kiedy zatrzymuje się obok opowiadasz jej szczegółowo co sam wiesz. Widać, że jest naprawdę przestraszona i zdenerwowana. Zaprowadzasz ją do sali jej córki i opadasz na plastikowe krzesełko, przeczesując nerwowo swoje włosy dłonią. Zauważasz jak przygląda ci się obok siedząca brunetka, a po chwili wyciąga z torebki notes i długopis. Ze sztucznym uśmiechem składasz podpis na papierowej kartce i pozujesz do zdjęcia. Podchodzisz do okna, przez które widzisz żywo gestykulującą matkę Alice i broniącą się blondynkę. Jej matka wraz z brunetką opuszczają sale, kiedy twoją narzeczoną zabierają na badania. Oddychasz z ulgą, bo myślałeś, że nigdy to nie nastąpi. Kiedy mama dziewczyny przekonuję cię, abyś wrócił do domu kategorycznie odmawiasz. Jednak po chwili wsiadasz w swojego Nissana i udajesz się do mieszkania Winterów, gdyż młoda dziennikarka nie ma ze sobą żadnych rzeczy. Nicolas od razu zauważa, że jesteś nieco zdenerwowany i pyta o tego powód. Wzdychasz głośno i opowiadasz mu o wypadku, jaki miał miejsce w sali weselnej, pakując kilka ubrań dla dziewczyny. Koszykarz od razu rzuca w twoją stronę, że jedzie z tobą, a ty nie sprzeciwiasz się, w końcu to jej brat. Kilka minut później jesteście już pod budynkiem i podążacie szpitalnym korytarzem, dochodząc do tego , na którym znajduję się sala. Alice nadal jest na badaniach, dlatego czekacie na korytarzu. Nico wita się ze swoją przyszłą żoną namiętnym pocałunkiem i opada obok niej. Po dość długim czasie widzisz jadącą na łóżku Winter, która uśmiecha się pod nosem. Gdy chcesz już wejść do pomieszczenia, w którym ją umieszczają, lekarz staje na przeciw ciebie, mówiąc że będzie miała robione teraz EKG. Dziwisz się, gdyż to badanie serca, a ona ma zadyszkę i bóle oraz zawroty głowy. Zaczynasz się niepokoić, skoro sprawdzają pracę jej serca to musi być coś naprawdę poważnego. Chodzisz od lewej strony do prawej, co chwila spoglądając na także niespokojną matkę blondynki. Po chwili wychodzi do was lekarz, prosząc do swojego gabinetu. Gabi i Nicolas zostają na korytarzu, a ty wraz z Amelią podążacie za doktorem, ubranym w biały fartuch, który lekko podwiewa. 

-Otóż proszę państwa, to nie było przypadkowe omdlenie. Pańska córka, a pana narzeczona ma powiększoną prawą komorę serca, a do tego płuco, co powoduje tą zadyszkę i bóle głowy. -mówi fachowo starszy brunet. 

-Jak długo będzie musiała tu zostać? Co dalej?-dopytujesz, opierając się rękami o biurko. 

-Będziemy musieli przeprowadzić przeszczep. Bez tego ona umrze, ale spokojnie. Mamy awaryjną listę dawców, więc nie będzie tym większego problemu. Potrzebujemy tylko książeczkę zdrowia pańskiej narzeczonej i jutro jak dobrze pójdzie możemy przeprowadzić zabieg. 

Oddychasz z ulga na te słowa, gdyż zwyczajnie się o nią bałeś. Na szczęście to nic takiego groźnego jak białaczka czy rak. Wraz z matką Alice opuszczasz pokój doktora Wella i wchodzisz do sali blondynki. Uśmiechasz się do niej delikatnie, oznajmiając że naprawdę się o nią bałeś. Ona tylko uśmiecha się delikatnie i unosi do pozycji siedzącej, wtulając w twoje ciało. Układasz ręce na jej plecach i przyciągasz ją jeszcze bliżej siebie. Czujesz jej ciepły oddech na swojej szyi, który jeszcze bardziej cię uspokaja. Po chwili jednak słyszysz jak przyśpieszony oddech powraca i odrywasz się od niej, nakazując się jej położyć. Pielęgniarka poddaje jej jakiś lek i prosi cię o opuszczenie sali. Prosisz ja o zostanie jeszcze chwilę, na co się zgadza. 

-Czy ty zawsze musisz być taki uparty?- mówi ze śmiechem, cytując twoje słowa. 

W odpowiedzi wpijasz się łapczywie w jej usta, sprawiając że brakuje wam obojga tchu. Po kilku minutach oddalasz się od jej ust, widząc że ledwo łapie oddech. Po chwili jednak przyciąga cię do siebie i muska delikatnie twoje usta, a następnie układa twoją głowę na swoich piersiach. Uśmiechasz się pod nosem, wiedząc że wszystko będzie dobrze. Nie ma opcji by przeszczep nie poszedł pomyślnie. Ona da rade! Jest w końcu najsilniejszą kobieta jaką znasz. 

                                                                ***

Alice 

Nareszcie po kilku dniach w szpitalu opuszczałaś go z uśmiechem na twarzy i przy boku Andersona. Twój doktor okazał się naprawdę wyrozumiały i zamiast trzymać cie jeszcze tydzień z przymknięciem oka wypuścił wcześniej, byś zdążyła na ślub przyjaciółki. Gabriela w ramach podziękowania podarowała mu zaproszenie, ale on niestety nie mógł opuścić dnia w pracy. Za to obiecałaś mu podrzucić pudełeczko z plackami i słodyczami weselnymi. Matthew ułożył twoją torbę na tylnym siedzeniu i zamknął za tobą drzwi, opadając na fotel kierowcy. Do ślubu zostało dokładnie 5 godzin. Po przygotowywaniu się na ślub twojego brata, miałaś stawić się w rodzinnym domu Brown, którzy od rana mieli ręce pełne roboty. Gdy tylko siatkarz zajechał na parking pod twoje mieszkanie, niczym ogoń wypadłaś z samochodu i wpadłaś do domu, w pośpiechu ściągając buty i kurkę. Słyszałaś tylko za sobą głośny śmiech Matta, który wyluzowany opadł na kanapę. Ty natomiast szybko wyciągasz z szafy kupioną wcześniej na tą okazję sukienkę oraz szpilki i parę balerin. Wraz z kreacją zamykasz się w łazience, zdzierając z siebie wszystkie ubrania. Wskakujesz do kabiny prysznicowej i odkręcasz korek z gorącą wodą, by ograć twoje ciało. Gdy jest ono już w pełni mokre nakładasz na nie swój kremowy żel o zapachu truskawki i rozprzestrzeniasz go po swojej skórze, pieszcząc swoje nozdrza. Po kilku minutach spłukujesz go oraz włosy i wychodzisz z pod prysznica, owijając się szczelnie białym ręcznikiem. Włosy pieścisz suszarką, a następnie gdy są one już suche wiążesz jej w niedbałego kucyka, by nie przeszkadzały ci one w robieniu makijażu. Wsuwasz się w czerwoną sukienkę, z koronkowym dekoltem i zabierasz za malowanie. Rzęst jak zawsze wydłużasz czarnym tuszem, a na usta nakładasz ciemną, czerwoną szminkę. Spryskujesz się swoją ulubioną "Cytus Pretty" i rozpuszczasz włosy, pozwalając im swobodnie opadać falami na twoje ramiona. Po drodze na dół, nakładasz na nogi swoje elegancie, wysokie szpilki tego samego koloru i prezentujesz się z uśmiechem w salonie. Matt pożera cię wzrokiem, podchodząc do ciebie coraz bliżej. Napawa się twoim orzeźwiającym zapachem i wpija w twoje usta. Szybko jednak odpychasz go od siebie, prosząc by nie zniszczył twoich pomalowanych ust. Kiwa tylko głową i zrezygnowany znika za drzwiami łazienki. Pamiętasz uprzedzenia lekarza co do ilości spożywanego alkoholu i zamierzasz uważać, choć z tymi idiotami to nie będzie łatwe. Opadasz na sofę i spoglądasz na zegarek widniejący na twojej dłoni. Za pięć minut masz być u Gabrieli, a Matt dopiero bierze prysznic. Będzie wprost cudownie! 
Jakimś cudem docierasz na czas do mieszkania swojej przyjaciółki i zabierasz się od razu za przygotowywanie jej do ceremonii ślubnej, każąc Mattowi iść pogadać z jej rodzicami. Chłopak niechętnie przystaje na twoją propozycje, a ty w spokoju zabierasz się za malowanie Gabrieli. Pędzelkiem nakładasz podkład na jej twarz, a następnie dla efektu matowego pudrujesz ją. Palcem rozprowadzasz jasny cień na jej powiekach, by później nałożyć na niego ciemniejszy. Jej rzęsy podkreślasz pogrubiającym tuszem, gdyż wydłużać ich nie trzeba. Przebrana w śliczną suknie ponownie opada na kanapę w salonie i powierza swoje włosy w twoje ręce. Ze śmiechem, by cię natknęło włączasz ze swojego telefonu "Sex Bomb" i kołyszesz biodrami, majstrując przy fryzurze panny młodej. Po około 30 minutach z uśmiechem zaprowadzasz ją do lustra w łazience i każesz jej otworzyć oczy. Widok na jej twarzy wyrazu zachwytu i zaskoczenia są dla ciebie najlepszym podziękowaniem za swoją prace. Brunetka rzuca ci się na szyję, dziękując ci do ucha. Oddalasz się od niej, mówiąc że uszkodzi ci sukienkę. Oboje wybuchacie śmiechem i opuszczacie toaletę, by usiąść przy kuchennym stole. Z doskonałym wyczuciem czasu w pomieszczeniu pojawia się Matthew, który z szokiem spogląda na twoje dzieło. Ze śmiechem kłoni się przed tobą, wymachując śmiesznie rękami i gratulując. Jego głupoty to nigdy nie zrozumiesz. Wzdychasz głośno i upijasz łyk świeżo zaparzonej kawy, spoglądając groźnie na Andersona, który podsuwa filiżankę do siebie i powtarza twoją czynność. Brunet uśmiecha się do ciebie cwanie i muska twój policzek swoimi wargami. Momentalnie złość na niego ulatnia się niczym bańka mydlana. Patrzysz z ciekawością na zegar zawieszony na ścianie i stwierdzasz, że goście powinni już zacząć przyjeżdżać. Jak na potwierdzenie tych słów po mieszkaniu roznosi się melodia dzwonka. Ruszasz w kierunku drzwi i z uśmiechem witasz waszą wspólna szefową redakcji oraz całą ekipę firmy. W tym samym czasie słyszysz jak orkiestra zaczyna grać, a po chwili wchodzi do środka mieszkania. Ze śmiechem obserwujesz zazdrość Matta, kiedy przystojny blondyn łapie cię za rękę i okręca szybko. Siatkarz zaczyna się robić purpurowy na twarzy, kiedy chłopak szepczę ci na ucho, że pięknie wyglądasz. Dziękujesz mu skinięciem głowy i wracasz do zbulwersowanego przyjmującego.  Po kilku minutach z ulicy słychać już klaksony, które informują o przyjeździe pana młodego do panny młodej. Uśmiechasz się pod nosem na czułe przywitanie przyszłego małżeństwa i układasz głowę na ramieniu jeszcze złego na ciebie chłopaka. Nim zauważasz stoicie już przed kościołem, oczekując na rodziców Gabrieli. W końcu docierają na miejsce i witają się z zebranymi wcześniej gośćmi. Twoja przyjaciółka zdecydowanie wygląda dziś zmysłowo. Przepiękna śnieżnobiała suknia aż po stopy, uroczę białe futerko, welon po sam pas i wysokie szpilki, które za pewnie zmieni potem na baleriny. Uśmiechasz się szeroko w jej stronę, pokazując zaciśnięte kciuki. Wiesz, że się denerwuję. Chcesz jej zapewnić wsparcie, jakim obdarzyła cię w szpitalu, podczas tych kilku strasznych dla ciebie dni. Matt łapcie cię pod ramie i prowadzi w kierunku wejścia do kościoła, by następnie uklęknąć, pomodlić się i zająć miejsce. Bardzo rzadko tutaj bywa, ale naprawdę ceni sobie Boga. Odwracasz głowę do tyłu, kiedy organista zaczyna grać marsz ślubny. Ojciec dziewczyny z szerokim uśmiechem, ale nie tak lśniącym bielą i błyskiem jak ona prowadzi ją do ołtarza, przy którym czeka Nicolas. Anderson uśmiecha się szeroko w twoją stronę, splatając swoje palce z twoimi i szepcząc ci do ucha tak piękne słowa, jakie tylko mogą mówić ludzie "kocham cię". Odpowiadasz mu pięknym uśmiechem i wpatrujesz się w młodą parę, która powtarza za księdzem słowa przysięgi. Jesteś pod urokiem ich twarzy wypełnionych szczęściem i oczów pełnych blasków i wypełnionych miłością. Może już niedługo i wy staniecie na ślubnym kobiercu. W końcu Matt niedawno ci się oświadczył, a twoja matka sądzi, że jest on świetnym kandydatem na męża. Po tym przylocie jego do Rzeszowa, oboje się do niego przekonali i dostrzeli, że jest on naprawdę miłym, przesympatycznym i troskliwym chłopakiem. Kiedy Gabriela wpatrzona w oczy twojego brata wypowiada najważniejsze słowa w jej życiu po twoim policzku spływa łza, która po chwili przeradza cię w płacz szczęścia. Nigdy nie sądziłaś, że twój brat resztę swojego życia spełni z Gabrielą Brown, twoją przyjaciółką. Przecież oni nie umieli ze sobą porozmawiać, umówić się na randkę, a teraz zwyczajnie ślubowali sobie miłość aż do śmierci. To było takie piękne i wzruszające. 
Przez cały czas byłaś świadkiem ich rozwijającego się uczucia, które doprowadziło ich aż tutaj, do ołtarza Najświętszej Maryi Panny. Po chwili uroczystość dobiega końca, a państwo Winter łączą  się w namiętnym pocałunku. Opuszczają kościół, a ty wraz z Mattem oraz resztą gości wydajecie okrzyki radości i rzucacie groszami. 

Po hucznym przywitaniu młodego małżeństwa przychodzi czas na pierwszy taniec. Mrugasz porozumiewawczo do Matta, który wraz z tobą przygotował coś specjalnego na tą okazje. Siatkarz podchodzi do orkiestry, która wręcza mu mikrofon i z uśmiechem na ustach zapowiada parę młodą :

-Po mojej lewej stronie Nicolas Winter. Łagodna panda w rzeczywistości, ale w łóżku prawdziwy tygrys. Mamy potwierdzenie od małżonki.- fala śmiechu roznosi się po parkiecie, a Gabriela oblewa się rumieńcem. 

-A po mojej prawej Gabriela Winter. Wrzaskliwy niedźwiedź w pracy, w domu natomiast groźny dzik, który potrafi nie zauważalnie wyjść  z kryjówki. -wypowiadasz ze śmiechem. 

-Kto odniesie zwycięstwo w tym pojedynku, a kto upadnie na łopatki? Zapraszamy tygrysa i niedźwiedzice na środek parkietu, a zespół puścimy o coś wolnego. -mówi Matt, który już pojawia się obok ciebie. 

>> Klik<<

Szczelnie przytulona do siebie para kołysze się powoli w rytm wolnej melodii. Sama przekazujesz kamerę mamie Gabrieli i bez protestów układasz swoją dłoń na ręce siatkarza. Czujesz jak jego ręce oplatają twoją sylwetkę, sprawiając przyjemne ciepło na twoich plecach. Przymykasz powieki i opierasz swoje czoło o czoło Matta, skradając z jego ust delikatny pocałunek. Odwraca cię do siebie tyłem i podtrzymuje w pasie, kołysząc tobą delikatnie. Wyginasz swoją szyje i spoglądasz w jego przepełnione błękitem morza oczy, uśmiechając się pod nosem. Jest naprawdę niesamowity. Kiedy piosenka dobiera końca schodzicie z parkietu, by zjeść obiad. Pyszny rosół znika z twojego talerza w mniej niż pięć minut, na co Anderson śmieje się pod nosem. Z kurczakiem idzie już nieco wolniej. Popijasz wszystko swoją ulubioną Pepsi i ciągniesz go w kierunku parkietu, a kiedy od kręci głową, trzęsiesz bioderkami, powoli unosząc sukienkę do góry. Siatkarz momentalnie podrywa się z miejsca i chwyta twoją rękę, kierując się szybkim krokiem na parkiet. Ze śmiechem okręca cię zwinie do amerykańskiego disco, które gra teraz kapela. Nico z Gabi tymczasem siedzą na wygodnych krzesłach, uspokajając swoje szybkie oddechy. Machasz w kierunku brunetki i wracasz spojrzeniem na Matta, który wciąż prezentuje swoje umiejętności taneczne. Po chwili odchyla cię do tyłu, a ty oplatasz swoją nogą jego umięśnione plecy i poddajesz się jego przyciąganiu. Goście klaskają w dłonie i gwizdają, zachwyceni waszymi piruetami na parkiecie. Po jakiś pięciu piosenkach opadacie zdyszani na zimną podłogę, popijając swoje napoje. Nicolas podchodzi do was, ogłaszając że za chwilę rozpocząć cię ma konkurs na najseksowniejszego tancerza tego wesela. Spoglądasz roześmiana na Matta, a on od razu czyta twoje zamiary i kręci przecząco głową. Poklepujesz go po ramieniu, zachęcając do udziału, lecz on wciąż pozostaje nieugięty. Gabriela ze śmiechem obserwuje waszą dwójkę i postanawia ingerować. 

-Matti no idź! Chyba pannie młodej nie odmówisz prawda? -pyta ze słodkim uśmiechem. 

-Jakiej młodej?! Ty stara krowo! Po dwudziestce i mówi, że młoda.- śmieje się, ale dostrzegając karcący wzrok panny Winter, unosi dłonie ku górze, w geście obrony.- Żartowałem! No dobra, pójdę. -stwierdza zrezygnowany. 

Klaskasz w swoje dłonie tak jak pozostali tu zebrani i spoglądasz na kandydatów. Dostrzegasz także machającą w twoją stronę Gabi, która pokazuje gestem dłoni wolne miejsce obok. Zwlekasz swoje cztery litery z zimnej podłogi i siadasz na miękkim krześle, podziwiając zgrabnie poruszających się mężczyzn. Większość do koledzy Nicolasa z kadry, a także Jim i Alan z twojej redakcji. Po pierwszej rundzie zwykłych tańców, jury ogłasza rundę kolejną, w której chłopaki mają zatańczyć naprawdę seksownie. Kiedy muzyka zaczyna grać Matt porusza zgrabnie bioderkami, a po chwili ździera z  siebie białą koszulę. Śmiejesz się głośno, gdy podchodzi do ciebie na czworaka i gryzie kawałek twojej sukienki, swoimi lśniącymi perełkami. Po chwili łapie cię za ręce i zaczyna normalnie tańczyć z tobą przy boku. Wirujesz w jego ramionach niczym gwiazda tańca z gwiazdami i czujesz się w tej roli doskonale. Oczywiście konkurs wygrywa twój przystojniak, który otrzymuje statuetkę ze złota z bokserkami i tytułem wypisany na dole. Przegryzasz płatek jego ucha, szepcząc mu do ucha, że był naprawdę pełen seksapilu. Nagrodą od ciebie jest bardzo namiętny i długi pocałunek, przerwany dopiero przez Nicolasa. Z każdą godzinną po północy wesele rozkręca się coraz bardziej. A ty z bolącymi stopami opadasz na kanapę w jednym z pokoi na górze i rozmasowujesz bolące kończyny. Nieco zmęczona układasz swoją głowę na poduszce i przymykasz powieki, lecz nie jest ci dane odpocząć choć na chwilę. Gdyż czujesz na swoim dekolcie mokre ślady, pozostawiane przez usta swojego narzeczonego. Dzisiaj naprawdę świetnie bawisz się w jego towarzystwie. Otwierasz oczy i ze zmienionymi szpilkami na baletki ruszasz na dół, by po raz kolejny tego wieczoru pokazać gościom jak się tańczy z narzeczonym. 


                                             Od Autorki:

Prezentuje wam ostatni rozdział tego opowiadania. Epilog pojawi się w piątek i nim zakończymy losy naszych bohaterów :) Z jednej strony się cieszę, bo będę mogła pisać nowe historie, które od ponad miesiąca siedzą w mojej głowie, ale z drugiej będzie mi brakować Winterów oraz siatkarzy z USA, szczególnie Lotmana i Matta <3 Macie szczęście, że testy mi przez to pisanie dobrze poszły, bo tak to chyba bym musiała się ograniczać :P Jedne słabe wyniki to matma i chemia :/ To chyba tyle :)  Mam nadzieję, że ten rozdział wam się podoba ;) Pozdrawiam i do piątku :* Prolog nowej historii, do której dam wam linka już pewnie w piątek pojawi się w wigilie. Postaram się by był on w godzinach porannych, by dobrze zacząć dzień :3 






sobota, 13 grudnia 2014

40."Paul zamknij mordę, okay?!"

Rozdział niesprawdzony, znowu! Przepraszam, ale nie wyrabiam! :(  Z dedykacją dla Magdy S. z okazji powrotu do strony i naszej mega fazy :D Koffam cię wariatko moja <333  :*

Alice


Siłujesz się właśnie z walizką, którą zamierzasz zamknąć. Wiesz, że jak na tydzień w USA wzięłaś za dużo, ale któż przewidzi w co będziesz miała ochotę się ubrać. Do twojego pokoju ze śmiechem wpada Matt, który kręci głową na widok twojej walki z zamkiem od bagażu. Odsuwa cię na bok i bez większego wysiłku zamyka twoją walizkę, uśmiechając się pod nosem. Muska przelotnie twoje usta i obejmując cię w pasie szepczę, że musicie już jechać. Zbiegasz szybko ze schodów, zostawiając w tyle siatkarza wraz z twoim tobołkiem. Rzucasz się na szyję swojej rodzicielki, szepcząc w łzami w oczach ciche "dziękuję mamo". Nareszcie oboje zgodzili się na wasz związek, a ciebie i Matta napawa to wielkim optymizmem. Kiedy w salonie pojawia się wyżej wspomniany chłopak Amelie śmieje się głośno, mówiąc że go wykorzystujesz. W końcu jednak przywołuje go do siebie słowami : " chodź tu wielkoludzie" i przytula go, grożąc palcem by ci nic nie zrobił. Wywracasz tylko oczami i powoli ruszasz w kierunku szafy. Ubierasz na siebie puchatą kurtkę, gdyż na dworze strasznie wieje i swoje butki. Anderson na twój widok krzywi się na głowie, zostawiając walizkę opartą o sofę. Staje za tobą i nakłada ci na głowę twoją kolorową czapkę od Maxima oraz owija cię szczelnie kominem. Machasz jeszcze swojej rodzicielce i opuszczasz mieszkanie, kierując się w stronę czekającej już przed domem srebrnej Toyoty Lotmana. Witasz się z Amerykanem oraz Bułgarem siedzącym obok niego i zapinasz pasy, układając swoją głowę na ramieniu twojego narzeczonego. Tak, już teraz możesz go tak nazwać. Wy w porównaniu z Gabi i Nicolasem nie śpieszycie się do stanięcia przed ołtarzem. Ślub może poczekać. Teraz chcecie oboje realizować się zawodowo. Panującą w samochodzie ciszę przerywa jak zawsze rozgadany Paul :

-Ty Alice! A wiesz co się twojemu kochasiowi po nocach śniło? 

-Nie, ale chętnie się dowiem. No opowiadaj Lotmanku! -zachęcasz go, widząc zmieszaną minę Matta. 

-Paul zamknij mordę, okay?!- odzywa się Anderson.

-Wiesz, kiedy ciebie nie było obok to i tak  z nim zasypiałaś. Tak się zatracił w śnie o twoim seksownym ciałku ozdobionym jednie czarną koronką, że aż biedaczek z łózka spadł i całował się z miotłą!-mówi roześmiany Paul. 

Po wnętrzu samochodu roznosi się fala śmiechów pasażerów a jednym, który się nie śmieje jest naburmuszony przyjmujący Zenitu. Przytulasz go dla pocieszenia, ale on natychmiast cię odtrąca. Uśmiechasz się pod nosem, wiedząc że mu za niedługo przejdzie. Nim spostrzegasz znajdujecie się już na Jasionce w Rzeszowie, z której ma odlecieć wasz samolot. Niko pomaga ci wyciągnąć walizkę z bagażnika, a Paul i Matt rozmawiają o czymś zawzięcie. Wtulasz się mocno w Bułgara i składasz na jego policzku delikatny pocałunek, robiąc to samo Paulowi. Mimo, iż to tylko tydzień przywiązałaś się do nich i nie umiesz się z nimi rozstać po tak długich dwóch miesiącach. W końcu jednak podążasz w kierunku wejścia, machając im na pożegnanie. Wtulasz się w ramie bruneta, który nadal jest na ciebie wściekły. Po szybkiej odprawie opadacie na wygodne fotele, zapinacie pasy i oddajecie się w ramiona Morfeusza. 

                                                                ***
Budzisz się w swojej sypialni w swoim własnym mieszkaniu. Natychmiast zrywasz się z łóżka i biegniesz w kierunku drzwi do pokoju twojego braciszka. Zostajesz go leżącego z Gabi na jego klatce piersiowej. Uśmiechasz się szeroko do pary i skaczesz na łóżko, szczęśliwa na ich widok. Nadal się kochają i nadal są razem. Z całej siły obściskujesz oboje, a Gabriele pytasz o skarb, tym samym spoglądając na jej nieco zaokrąglony brzuch. Szczerze powiedziawszy ty byś się nie odważyła urządzać ślubu, będąc jednocześnie w ciąży. To już trzeci miesiąc, co oznaczało płaski jeszcze brzuch. Niko zostawia was samych, oznajmiając że przygotuje dla ciebie powitalne śniadanie. Posyłasz w jego stronę lotnego całusa i zaczynasz opowiadać Brown o ciekawym życiu w Rzeszowie, na sam koniec zostawiając sobie część jak się tam znalazłaś. Pokój koszykarza wypełnia wasz głośny śmiech, kiedy mówisz jej o śnie Matta oraz waszych wygłupach w mieszkaniu Lotmana i Pencheva. Nagle zauważa na twojej dłoni srebrny pierścionek z białym diamentem, który odbija światło. Spogląda na ciebie wzrokiem w stylu " czy to jest to o czym ja myślę?" i natychmiast wyskakuje z łóżka ,a ty wraz z nią i piszczy jak szalona. No naprawdę współczujesz małej lub małemu Winter, mając taką matkę wariatkę. Do lokum narzeczonego brunetki wpada sam właściciel i spogląda na was ze śmiechem, po chwili się dołączając. Z przymkniętymi powiekami zajadasz się kanapkami z dżemem brzoskwiniowym, przypominając sobie wspólne śniadania w Nowym Jorku. Około 10 do pokoju Nicolasa wpada zaspany jeszcze nieco Anderson, który dokładnie wszystko słyszał. Z za pleców wyciąga kamerę, na której jego przyjaciel i Bułgar uwiecznili ten ważny i magiczny moment. Gabriela ściska mocno twoją dłoń i całuję cię w policzki, gratulując świetnego kandydata na męża. Śmiejesz się pod nosem, spoglądając na nagi tors Amerykanina. Matthew natychmiast to zauważa i wykorzystuje przeciwko tobie. Bierze cię na ramiona i przeprasza parę, mówiąc że musicie coś nadrobić. A ty już doskonale wiesz o co mu chodzi. Zirytowana uderzasz pięściami o jego klatkę piersiową, ale to nic nie pomaga. Układa cię na łóżku i zaczyna całować cię po szyi. W odruchu odchylasz ją do tyłu pragnąc więcej, ale wiesz, że nie możesz. Czeka cię masę rzeczy do zrobienia. 

-A nie mówiłam, że ty mi tak codziennie! Wybacz kochaniutki, ale mam ważniejsze rzeczy do roboty! -zrywasz się z miękkiego materacu i opuszczasz swój pokój. 

-Ale wieczorem dokończymy.-mruczy do twojego ucha.

-Chyba w snach.-mruczysz pod nosem. 

Po ogarnięciu się przyszłej panny młodej wsiadasz w swoje BMW i ruszasz w podany przez nią adres. Jako pierwsze wpadacie do kwieciarni, gdzie czekając już wcześniej zamówione kwiaty. Musisz przyznać, że bukiet prezentuje się niesamowicie, ale czegoś ci w nim brakuje. Marszczysz nos i po chwili zastanowienia wplatasz w wiązankę pomarańczową różę. Po zapłaceniu opuszczacie budynek i udajecie się załatwić kolejne rzeczy. Tym razem odwiedzacie sklepik z zaproszeniami. Po dość długim czasie w nim spędzonym wybieracie stos kopert oraz zaproszeń i opuszczacie sklep, ruszając do kolejnego. Tym razem z sukniami ślubnymi. Wiesz już, że na pewno jak wrócisz nie pozwolisz się Andersonowi nawet dotknąć. To będzie mega pracowity dzień. On tymczasem siedzi w cieplutkim domku, ogląda telewizor i rozmawia o jakiś głupotach z twoim braciszkiem. Nie masz jednak pojęcia, że szykuję dla ciebie naprawdę niezłą niespodziankę. 

Matt

Siedzisz na kanapie w salonie, popijając gorącą kawę oraz rozmawiając z trenerem Zenitu Kazań. Vladimir zirytowany twoim zachowaniem na początku połączenie internetowego przez Skype, w końcu się uspokaja. Trochę go rozumiesz. Niedawno wróciłeś do Rosji po dość długiej przerwie, a teraz znowu ją opuszczasz. Na jego miejscu już dawno dostałbyś świra. Po dłuższej wymianie zdań w końcu na twoich oczach niszczy podpisany przez ciebie kontrakt i życzy powodzenia w polskiej lidze. Tak, od następnego tygodnia, tuż po weselu Wintera wracasz wraz z Alice do Rzeszowa. Nie pozwolisz by znowu siedziała sama w Polsce i cierpiała. Klub w Kazaniu to naprawdę świetny zespół, ale dla ciebie od dawna liczy się ponad wszystko rodzina i twoja narzeczona, która teraz wciągnięta w ślubne przygotowania nie ma dla ciebie ani minuty czasu. Zachowuje się jakby urządzała własne wesele. Wolisz jej jednak tego nie mówić, gdyż ostatnio chyba ma ciężkie dni, a nie chcesz ryzykować jakiegoś uszczerbku na zdrowiu, a nawet straty życia. Kończysz rozmowę z byłym już trenerem i niechętnie podnosisz się z wygodnej sofy, udając do kuchni. Odkładasz opróżnioną filiżankę do zmywarki i wbiegasz na dół. Kiedy zauważasz, że drzwi pokoju Nico są odchylone, pukasz delikatnie, a na skiniecie głową koszykarza wchodzisz do środka. Siadasz na jego łóżku i wzdychasz głośno, rozpoczynając temat małżeństwa. W tym samym czasie do mieszkania wpadając dwie zmęczone dziewczyny, o czym ty i Winter nie macie pojęcia. 

                                                         
                                                                   ***
Alice 

Od kilku dni straszne źle się czujesz. Widzisz niepokój i troskę w oczach Matta, ale gdy wspomina o wizycie u lekarza natychmiast zaprzeczasz, tłumacząc się zmęczeniem przez przygotowania. Po zaledwie kilku krokach łapie cię silna zadyszka, a po chwili dołączają do niej silne zawroty i bóle głowy. Dziś masz pomóc Brown w dekorowaniu sali, gdyż do ślubu pozostały dwa dni. Ubierasz na siebie swoją czarną puchatą kurtkę, a kiedy widzisz groźny wzrok Andersona na głowę nakładasz ciepłą czapkę i owijasz szyję białym kominem. Gabi z torbą na ramieniu opuszcza mieszkanie swojego ukochanego i siada na fotelu kierowcy, mówiąc że ty w takim stanie nie możesz prowadzić. Wszyscy się o ciebie martwią, ale ty kompletnie nie zwracasz na to uwagi. Jesteś zbyt pochłonięta pomocą swojej przyjaciółce. Po przypięciu na płótnie obok stołu pary młodej ślicznych różyczek, zabierasz się za napis powitalny. Bez problemów wchodzisz na drabinę i literka po literce układasz, przypinając pinezkami. Nagle twoją głowę przesyła okropny ból, później następują zawroty i mdlejesz, automatycznie upadając na schody, z których się turlasz. Słyszysz tylko głośny krzyk twojej przyjaciółki i widzisz ciemność. Na szczęście pośpiesznie sprawdza ona twój pól i dzwoni po kartkę. Chwilę po zdarzeniu dojeżdża Matt wezwany przez ciebie. Zdenerwowany opada obok blondynki, delikatnie próbując uzyskać z nią kontakt. Doskonale widział jak w ostatnich dniach ledwo trzymała się na nogach, ale co mógł zrobić. Chciał ją zawieźć do lekarza, ale ona się nie zgadzała. Nie mógł jej przecież zaciągnąć siłą. Teraz obwiniał się za to co się stało. Chwilę później na miejscu było już pogotowie, które natychmiast ruszyło do szpitala. Wraz  z Gabi wsiedli do jego Nissana i jechali tuż za ratownikami. Pośpiesznie wysiedli z samochodu i biegiem podążali za wiozącymi  ją na noszach mężczyznami. Złapał jej rękę i ze łzami w oczach wędrował tuż z nią. Po chwili jednak niewpuszczony do sali segregacji opadł na plastikowe krzesełko, ujmując twarz w dłonie. Gabriela ułożyła dłoń na jego ramieniu, przepraszając że tak bardzo wciągnęła ją w ten weselny wir. Matthew nie miał nic przeciwko temu. Zirytowany był na blondynkę, która bagatelizowała stan swojego zdrowia. Brunetka przytuliła siatkarza do siebie, zapewniając że wszystko będzie dobrze. Choć był odporny psychicznie, bał się o nią jak cholera. W końcu był tylko człowiekiem. Na widok doktora, który wyszedł właśnie z sali poderwał się z miejsca i podbiegł do niego, pytając co z nią. 

-Pani Winter odzyskała już przytomność, ale ta zadyszka i zawroty są niepokojące. Nie chce pana straszyć, ale to może być naprawdę poważna choroba.-powiedział szczerze i oddalił się. 

Po raz kolejny tego dnia w kącikach twoich łez zgromadziły się łzy, które strugami spływały po twoich policzkach. Co z tego, że faceci nie płaczą. Ty jesteś inny niż wszyscy. Przy najmniej jej zdaniem. Zamykasz za sobą drzwi łazienki i stajesz przed lustrem, opierając się dłońmi o umywalkę. Przemywasz swoją twarz i gotowy na spotkanie z nią ruszasz w kierunku sali. Pomieszczenie, w którym przebywa pomalowane na rażący biel nieco przeraża. Spoglądasz na jej sylwetkę ułożoną na szpitalnym łóżku i podchodzisz coraz bliżej. 

                                                 Od Autorki:

I kto pokrzyżował plany narzeczonym? Nie żaden siatkarz, nie rodzice, a choroba. Co dalej będzie z Alice? Jak myślicie na co jest chora? Jestem bardzo ciekawa waszych wrażeń i proszę o napisanie mi o nich w komentarzach poniżej. Już chyba tylko jedne rozdział i epilog. Wiem, że zmieniam wciąż te ilości, ale to zależy od tego, czy to co zaplanuje mieści się w rozdziale. Mam nadzieję, że w 41. to co mam zapisane na kartce w punktach zdołam umieścić i wtedy zostanie już tylko zakończenie. Jeśli chodzi o sport. Mega radość sprawia mi siatkówka <3 , na której treningi chodzę w środy, dlatego czasami , gdy się nie wyrobie we wtorek rozdział może być w czwartek. Asseco nareszcie się przełamało i wygrało 3:1 :3 Bravo chłopaki! Coś czułam, że za niedługo skończy się ta zła passa :) Jutro Skra <3 Oczywiście kochana Telewizja Polska nie daje transmisji :P Pytanie do was: Chcecie epilog jak najszybciej czy w wigilie? A może wolicie by w wigilie wystartować z nową historią co? :) Dajcie mi znać, bo nie wiem jak to zrobić :D To tyle od Siatkareczki :D Pozdrawiam i do następnego ( może w niedziele) :* 
                                                    

środa, 10 grudnia 2014

39. "A co zazdrościsz Mattowi, tego ciałka?"

Z dedykacją dla Gabrysi B., która umiliła mi pisanie po trochę tego odcinka hasłami "Doje***** jak Wlazły atakiem " :D Jesteś normalnie pro :* Koffam <3 


Matt


Nie umiałeś opisać swojej radości na widok, biegnącej wprost na ciebie blondynki. Tak dobrze znanej ci blondynki. Oplotła cię swoimi długimi nogami w pasie i przybliżyła swoją twarz do ciebie. Powoli ułożyłeś swoje usta na jej miękkich wargach i delikatnie, by przypomnieć sobie ich smak zagłębiałeś się w nie. Po chwili jednak bez opamiętania wpiłeś się w jej usta, nie zważając na otaczających was ludzi. Nie liczyły się dla was zdjęcia, które za pewne jutro ukażą się w popularnych szmatławcach. Liczyliście się tylko wy. Ty i Ona. 
Wtulona w twój bok przemierzała pogrążony w ciemności Rzeszów, co chwila zerkając na ciebie z pod swoich długich rzęs. Jeszcze mocniej przyciągnąłeś ją do siebie, uśmiechając się pod nosem. Taka mała osóbka, a tyle dla ciebie znaczyła. Całkowicie zmieniła twoje życie, obróciła je o 180 stopni. Kiedyś najważniejsza dla ciebie była siatkówka. Byłeś dla niej gotów opuścić swoje rodzinne Buffalo, a teraz to dla tej dziewczyny, idącej obok ciebie jesteś w stanie poświęcić wszystko. Iść za nią na koniec świata, by poczuć jej wargi na swoich, by móc wdychać jej słodki zapach, trzymać ją w swoich ramionach i nigdy, przenigdy z nich nie wypuszczać. Mimo, że na dworze panował straszny mróz wam było ciepło. Po dość długiej drodze przemierzonej z Podpromia do mieszkania Lotmana, dotarliście wreszcie na miejsce. Tak jak wcześniej ustaliłeś ze swoim przyjacielem, dom mieliście tylko dla siebie. Przekręcasz kluczyk w zamku, z szerokim uśmiechem przepuszczając Alice w drzwiach. Winter zmęczona emocjami dzisiejszego dnia opada na kanapę w salonie i wyciąga nogi na drewniany stół. Śmiejesz się głośno na ten widok i znikasz w kuchni, w celu przygotowania wam czegoś do picia. Uwielbiasz, kiedy zachowuje się tak beztrosko i swobodnie. Odchyla głowę do tyłu i przymyka swoje powieki, by choć na chwilę wyciszyć umysł pełen myśli. Ze stosu płyt Lotmana wybierasz jakąś wolną nutę i powracasz do kuchni. Po chwili jednak pojawiasz się w salonie z dwoma kubkami gorącej czekolady. Blondynka nawet nie reaguje na ugięcie się mebla, a ty nie pozostawiasz tego obojętnie. Stajesz za kanapę i układasz swoje dłonie na szyi dziewczyny, delikatnie ją rozmasowując. Słyszysz jak mruczy cicho pod nosem, na co uśmiechasz się delikatnie. Po przekonaniu układa się na brzuchu i pozwala ci masować jej zmęczone plecy. 

-Co moja księżniczko zamierzasz teraz robić? -pytasz tuż przy jej uchu, czując jak wzdłuż kręgosłupa przechodzi ją dreszczyk. 

-Wziąć prysznic i położyć się spać. Jestem wykończona tym meczem i wywiadami z chłopakami. -mówi pod nosem. 

-W takim razie idź się odśwież, a ja przygotuję coś do jedzenia.- oznajmiasz z uśmiechem i obserwujesz jak znika za drzwiami łazienki. 

Pośpiesznie wyciągasz z lodówki gotowe zapiekanki i układasz je na dwóch talerzykach z kolekcji Jasmine, którą Paul nieświadomie jej zabrał. Do szklanek nalewasz coli i układasz je na stoliku w salonie. Delikatnie naciskasz na klamkę drzwi od łazienki i na palcach zagłębiasz się w pomieszczenie, pozbywając się po cichu swoich części garderoby. Powoli odsuwasz osłonę prysznicową i wchodzisz do środka, stając tuż za blondynką. Kiedy odchylasz jej włosy na lewe ramie, przestraszona zaczyna piszczeć, ale ty uciszasz ją pocałunkiem. Delikatnie popychasz ją na zimne płytki i opierasz ręce tuż nad jej głową, skradając z jej ust namiętne pocałunki. Schodzisz coraz niżej, zostawiając na jej idealnym ciele mokre ślady, które zmywa gorąca woda. Ona wbija w twoje plecy swoje długie paznokcie, które wywołują u ciebie przyjemny ból. Jeździ palcem po twoim ciele, rozpoczynając od barków, kończąc na  klatce piersiowej. Uśmiechasz się pod nosem, łapiesz ją za pośladki i pozwalasz by szczelnie oplotła twój pas swoimi długimi nogami, które tak uwielbiasz. Po chwili słyszysz ciche jęki zadowolenia, które powodują cię do dania jej jeszcze większej przyjemności. Wreszcie zmęczony opuszczasz łazienkę w samym ręczniki, który uwiązany jest na biodrach i zostawiasz ją samą. Po kilku minutach pojawia się w salonie, w swojej czarnej nocnej koszuli, ledwo przykrywającej jej pośladki. Zagryzasz dolną wargę, próbując oderwać od niej wzrok. Tak cholernie cię do siebie przyciąga. Opada obok ciebie na sofie i zabiera się za spożywanie kolacji. Przeczesujesz dłońmi swoje brązowe włosy, które nadal są wilgotne. Alice spogląda na ciebie z tym błyskiem w oku i uśmiecha się pod nosem, ukradkiem zerkając na twój nagi tors. Kiedy wasze talerze i szklanki świecą pustkami odnosisz je do zmywarki i bierzesz blondynkę na ręce. Winter ze śmiechem prosi byś ją postawił, ale ty pozostajesz nieugięty. Układasz ją delikatnie na łóżku w jej pokoju, a po chwili sam wsuwasz się pod kołdrę i spoglądasz w jej oliwkowe oczy. Czujesz jak opiera głowę na twojej klatce piersiowej  i jej blond włosy, które cię nieco łaskoczą. Widzisz jak miarowo oddycha, co oznacza, że usnęła. To był bardzo męczący dzień. Nie tylko dla niej, ale dla ciebie również, dla was. 

Alice 

Kiedy się budzisz miejsce obok jest puste. Unosisz się na łokciach i rozglądasz po swoim pokoju. Jedyne co dostrzegasz to mała karteczka, przy stojącej we flakonie czerwonej róży. Wzdychasz głośno i ponownie opadasz na miękką poduszkę, przymykając swoje powieki. Pożegnałaś się z nim namiętną nocą i przywitałaś go namiętną nocą. Czujesz wciąż wasze rozpalone ciała, miliony pocałunków, jego dotyk, który wywoływał dreszcz na twojej skórze. To było takie cudowne. Niestety z wspomnień wczorajszego wieczoru, wyrywa cię doskonale znana ci piosenka. Sięgasz dłonią po leżący na szafce telefon i nie patrząc na ekran odbierasz połączenie. 

-Cześć skarbie. Przepraszam, jeśli cię obudziłam.-w słuchawce rozlega się głos twojej matki. 

-Hej. Nie, nie obudziłaś mnie. Coś się stało? -pytasz niepewnie. 

-Oczywiście, że nie. Chciałam tylko powiedzieć, że chętnie poznałabym tych twoich przyjaciół z ojcem. Moglibyśmy dzisiaj wpaść tam do ciebie?

Cholera! Nie mogli tego wcześniej zrobić, tylko gdy do Polski przyleciał Matthew? Nie wiesz kompletnie co odpowiedzieć. Przecież nie chcesz ostrej kłótni z Johnem, ale też nie masz zamiaru znowu stracić siatkarza. Nie pozwolisz, by ktoś zniszczył wasze szczęście. 

-Jasne, o której będziecie?

-Na obiad, czyli pewnie o drugiej, może być? 

Po przystaniu na propozycję swojej matki natychmiast zrywasz się z łóżka i zbiegasz schodami na dół. W kuchni śniadanie spożywają już Nicolay i Paul, którzy witają cię szerokimi uśmiechami. Nie za bardzo wiesz o co chodzi, więc spoglądasz na siebie. Dopiero po chwili orientujesz się, że paradujesz przed nimi w samej, krótkiej koszuli. Speszona natychmiast sięgasz po szlafrok, leżący na kanapie w salonie i okrywasz się nim szczelnie. Przysiadasz do kuchennego stołu i ze smakiem spożywasz przygotowaną przez Lotmana jajecznicę. Zaparzasz siatkarzom kawy i ponownie opadasz na swoje miejsce, spoglądając na nich z delikatnym uśmiechem. Nie dość, że mieszkasz ze świetnymi facetami, to obok siebie masz swojego ukochanego. Choć na pozór dziwnie to wygląda- dziewczyna mieszkająca z trzema chłopakami w jednym mieszkaniu.  

-Paul spójrz na nią. Od samego patrzenia można stwierdzić, że wczoraj się działo, a działo!- śmieje się głośno Penchev. 

Obdarzasz go groźnym spojrzeniem i po chwili poduszka z kanapy w salonie ląduje na jego głowie. Bułgar wystawia ci język i powraca do picia swojej kawy. 

-A co zazdrościsz Mattowi, tego ciałka?- spoglądasz na niego z cwaniackim uśmieszkiem, pocierając swoje nogi.

-No chyba ci się coś w główne po przewracało Amerykanko jedna!- puka ci się w głowę. 

Po chwili po mieszkaniu Resoviaków roznosi się śmiech waszej trójki. W zamian za późne wstanie zabierasz się sprzątanie kuchni, a Niko i Paul ogarniają resztę domu. Na wiadomość o przybyciu dziś twojej rodzicielki z ojcem zareagowali normalnie, bez żadnego oburzenia. Chyba ciekawi są poznania kretyna, który chciał rozdzielić dwójkę zakochanych w sobie ludzi. Gdy chłopaki odkurzają salon, ty znikasz w swoim pokoju by zamienić kuszącą piżamkę na normalne ubrania. Po chwili ponownie pojawiasz się na dole i siadasz przy stole, obgryzając długopis i spisując listę potrzebnych produktów. Nagle drzwi mieszkania otwierają się, a twoim oczom ukazuje się uśmiechnięty od ucha do ucha Igła. Witasz się z libero rzeszowskiej drużyny i pytasz o powód jego wizyty. Wtedy on wyciąga zza swoich pleców jedną z najnowszych gazet, na której okładce widnieje wasze wspólne zdjęcie, Matta i ciebie złączonych w namiętnym pocałunku. I ten nagłówek: "Gotów zostawić Rosję dla tej piękności". A po kilku minutach do mieszkania wpada także Fabian z pięcioma innymi czasopismami, o podobnym tytule : " Znowu razem, "Matthew Anderson rzucił dla niej sławny klub", " Miłość silniejsza od kariery"... Łapiesz się za głowę i jedne o czym myślisz, to czy widzieli już to twoi rodzice, bo jeśli tak to po prostu będzie ciężko. Dziękujesz siatkarzom za informację i stawiasz przed nimi filiżanki z gorącą kawą, wracając do spisywania potrzebnych rzeczy. Paul po ogarnięciu większości domu zdyszany opada obok swoich przyjaciół i rozpoczyna z nimi rozmowę, a Nicolay siada na przeciw ciebie, przeglądając telefon. Spoglądasz na niego pytająco, a on jedynie odpowiada ci delikatnym uśmiechem. Po chwili niespodziewanie zrywasz się z krzesła i stajesz za jego plecami. Twoim oczom ukazuje się zdjęcie w krótkiej koszuli nocnej i kawałek twoich pośladków. Zirytowana natychmiast wyrywasz telefon z rąk Bułgara i usuwasz zdjęcie. Jego smutna mina rozbawia cię do łez. Narzucasz na siebie zimową kurtkę, a na nogi wsuwasz swoje butki i opuszczasz mieszkanie Lotmana, zabierając ze sobą Niko. Brunet proponuje ci swoje towarzystwo podczas zakupów oraz transport, na co od razu przystajesz. Nie masz zamiaru przepychać się w wypełnionych po brzegi spoconymi gośćmi autobusami. Zapinasz pas i spoglądasz na kierowcę. Penchev ze swobodą prowadzi samochód, co chwila opowiadając jakiś kawał. Po miło spędzonej jeździe do supermarketu opuszczacie środek transportu i ruszacie w stronę wejścia do budynku. Przyjmujący prowadzi wózek pomiędzy regałami, a ty wrzucasz do niego rzeczy z listy. Po sklepie roznosi się twój perlisty śmiech, kiedy siatkarz nakłada na głowę opaskę z uszami kota czy czapkę z żabą. Kiedy sprzedawczyni przygląda wam się podejrzanie natychmiast przechodzicie do kolejnego działu i wybuchacie śmiechem. Jesteście dorośli, a zachowujecie się jak dzieci. Zdziwiona, że Matt do południa nie skontaktował się z tobą wyciągasz komórkę i wybierasz jego numer ze spisu połączeń. Po dwóch sygnałach słyszysz jego gruby głos, który oświadcza ci, że właśnie wraca do domu taksówką. Uspokajasz się, gdyż nie dawał żadnego znaku życia. Podjeżdżacie do kasy, a starsza brunetka spogląda na was z zastanowieniem, ale na szczęście nie kojarzy sobie was wygłupiających się przy regale z zabawkami dla dzieci. Sprawnie kasuje produkty, które zakupiliście i pakuje je do reklamówek. Z pomocą swojego przyjaciela zabieracie swoje zakupy i układacie je w bagażniku srebrnej Toyoty. 
Ciężkie siatki układasz na kuchennym stole i biegniesz w kierunku swojego chłopaka. Matt zamyka cię w swoim żelaznym uścisku, tłumacząc, że miał kilka spraw do załatwienia. Na pierwszą myśl przychodzi ci podejrzenie o to, że kogoś ma, ale przecież to nie możliwe. Przyleciał tu do ciebie i tylko dla ciebie. Całujesz go przelotnie i wracasz do kuchni, by wypakować zakupy. 

-Czyń swoją powinność Matthew Andersonie.-mówisz z powagą, wręczając mu makaron i sos boloński, ale po chwili wybuchasz śmiechem. 

Matt od razu zabiera się do przygotowania spaghetti, a ty wyciągasz kolejne rzeczy z pomocą Niko. Bułgar z uśmiechem spogląda na opakowanie truskawkowej galaretki, ale ty pośpiesznie mu ją wyciągasz z rąk i wyganiasz go z kuchni. Paul śmieje się głośno, ukradkiem odrywając spojrzenie od telewizora. Anderson gotuję kluski, a ty wyciągasz z szafki salaterki, w których zrobisz deser. Gotową do ochłodzenia galaretkę wkładasz do lodówki i zabierasz się za pokrojenie owoców. Z uśmiechem na ustach siekasz mandarynki, banany w drobne plasterki, a następnie układasz ładnie w naczyniach. Gdy owoce są już gotowe na zalanie galaretką, ścierasz białą czekoladę na tarce w drobne wiórka. Po dość długim czasie zalane salaterki wkładasz do lodówki i z uśmiechem opierasz się o blat kuchenny, śledząc Amerykanina przygotowującego obiad dla twoich rodziców, o czym go przed chwilą poinformowałaś. Przytulasz się do jego umięśnionych pleców, przegryzając ustami płatek jego ucha. Odwraca się natychmiast do ciebie i ścierką uderza w twoje biodra, wyganiając cię z kuchni, gdyż go rozpraszasz. 

-A jak ty mi tak codziennie robisz, to co? Sprawiedliwie, tak?! Będziesz jeszcze chciał dotykać tych bioderek. -mówisz pewnie w jego stronę, układając ręce na swoich piersiach i opadając na kanapę.  

Po mieszkaniu roznosi się śmiech współlokatorów oraz Matta. Naprawdę czasami Anderson bywa niesprawiedliwy. Siedzisz tak w ciszy, przeglądając z nudów galerię zdjęć w telefonie Pencheva. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy ukazuje ci się nagranie z waszej bitwy na śnieżki  z Podpromia. 

-No już jestem wolny, kotek. -szepcze przy twoim uchu, a ty momentalnie się odsuwasz i siadasz obok Nikolaya. -Mogę cię już poprzytulać. 

By uchronić się przed dotykiem Andersona przytulasz się do Bułgara, który ze śmiechem przyciąga cię bliżej. Układasz głowę na jego kolanach i spoglądasz z uśmiechem na jego twarz. Dopiero teraz dostrzegasz, że twój przyjaciel ma naprawdę ładne oczy. Matt z tym swoim łobuzerskim uśmiechem staję nad wami i patrzy na ciebie z wyczekiwaniem. Ty jednak nie odpuszczasz i nadal trwasz na kolanach twojego przyjaciela. W końcu układa dłonie na twoim brzuchu i zaczyna cię łaskotać. Piszczysz i błagasz przyjmującego Rzeszowa o pomoc, a on jakoś odciąga cię od Matta i przewiesza przez ramię, zanosząc do twojego pokoju. Całą tę akcję obserwuję Paul, który niemal spada ze śmiechu z kanapy. Jak ty ich czasami nie znosisz to chyba nikt nie ma pojęcia. Dziękujesz Niko za wybawienie całusem w policzek i prosisz go o opuszczenie twojego lokum, gdyż chcesz się przebrać w coś bardziej wyjściowego. Z szafy wyciągasz granatową sukienkę z długim rękawem i szpilki tego samego koloru, z paskiem na kostce. Po chwili stoisz przed lustrem w łazience i poprawiasz nieco odstające kosmyki włosów. Zbiegasz do salonu, by następnie opaść na kanapę. Po mieszkaniu roznosi się melodia dzwonka do drzwi, które decydujesz się otworzyć. Witasz swoich rodziców szerokim uśmiechem i przytulasz ich mocno, zapraszając do środka. Chłopaki stają w szeregu jak na treningu i po kolei się przedstawiają. A z za łazienki wychodzi Matt, który od razu sprawia zdziwienie twojego ojca. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy Matthew zasiada na wprost Johna i zaczyna z nim rozmowę, która o dziwo przebiega spokojnie. Może wreszcie coś zrozumiał? Być może, ale tera tego nie wiesz. Anderson nakłada wszystkim zebranym przy stole swojego popisowego dania, a następnie pomaga ci z wyciągnięciem deserów. Po spożyciu pysznego obiadu na stole układasz salaterki z truskawkową galaretką i kawałami owoców, na których widok Amerykanie i Bułgar ślinią się. Śmiejesz się cicho na ten widok i zabierasz się za kosztowanie swojego przysmaku. Panującą od dłuższego czasu cisze przerywa twoja rodzicielka, która chce nieco bliżej poznać Resoviaków. Wypytuje o początek ich gry w Polsce, później o to jak znoszą to ich bliscy  oraz wiele innych rzeczy. W końcu pada tak bardzo niechany przez ciebie temat-przylot Matta do Polski. Przyjmujący Zenitu Kazań jednak spokojnie i powoli opowiada twoim rodzicom to jakie życie bez ciebie było straszne, o tęsknocie oraz o radości, że nareszcie jesteście razem. Pod stołem splata swoje palce z twoimi i ściska mocniej twoją dłoń. W końcu oznajmia by wyjść na dwór, ponieważ ma dla ciebie niespodziankę. Narzucasz na swoje ramiona kurtkę i pośpiesznie wybiegasz za nim na dwór. Paul oraz Niko wiedzą już co szykuje i włączają kamerę by uwiecznić ten moment. Matt obejmuje cię w pasie i wskazuje palcem na balon, który leci nad niebem z napisem : " Wyjdziesz za mnie?", a kiedy spoglądasz na niego on już klęczy przed tobą z otwartym czerwonym pudełeczkiem, w którym znajduje się pierścionek z lśniącym, białym diamentem. 

-Panno Alice Winter czy uczynisz mi ten zaszczyt spędzenia z tobą reszty życia aż do śmierci?-wypowiada z niepewnym uśmiechem na twarzy. 

-Tak!!!-wykrzykujesz szczęśliwa i obserwujesz jak wsuwa na twój palec błyskotkę. 

Rzucasz mu się na szyję, a on okręca cię wokół własnej osi. Jesteś tak cholernie szczęśliwa. W życiu nie spodziewałaś się, że kiedykolwiek oświadczy ci się siatkarz i zostaniesz jego żoną. Jest tak pięknie, jak w bajce, z której nigdy nie chcesz się wydostać. Wciąż nie możesz uwierzyć, że to co się przed chwilą stało, miało naprawdę miejsce. Matthew Anderson, jeden z najsławniejszych siatkarzy świata uklęknął przed tobą i spytał cię o rękę. To jest tak niesamowite! Nicolas i Gabi są narzeczeństwem i teraz wy nim także będziecie. 

                                
                                                    Od Autorki:

Tadam! 39 według obietnicy w środę dodana :) Szczerzę to tak mi się ją zajebiście pisało, że po prostu mega <33 A tyle się uśmiałam nad tymi śmiesznymi fragmentami :D Nie wiem jak ja będę funkcjonować po zakończeniu losów Alice i Matthew oraz Gabi i Nicolasa :/ A niestety, już tylko około 3-4 rozdziały do końca, może mniej i epilog :( W sumie chętnie bym jeszcze dla was tą historię tworzyła, ale czeka inne pięć pomysłów w mojej głowie :) A jak się ich nie pozbędę to będzie ciężko ze mną w 3 gim i liceum xd Pozdrawiam i do piątku ( chyba) :* 

PS: Zapraszam do wyrażenia opinii w komentarzu i dziękuję Wam za liczne komentarze pod 38. rozdziałem <333 :*