Alice
Po blisko piętnastogodzinnej podróży byłaś wyczerpana. Matt widząc twoje zmęczenie łobuzersko uśmiechnął się i wziął cię na ręce, każąc Paulowi zabrać wasze walizki. Chciałaś protestować, ale nie miałaś sił. Lotman za to spojrzał wrogo na Andersona i zabrał walizki. Młodszy Amerykanin pokręcił z dezaprobatą głową i przyśpieszył kroku. Twoje powieki stawały się coraz bardziej ciężkie. Brunet musnął delikatnie twoje usta, czym spowodował od razu otworzenie twoich powiek. Podziękowałaś mu delikatnym uśmiechem. Nie mogłaś usnąć. Chciałaś jeszcze tego samego wieczoru zwiedzić polskie miasto. W końcu tylko raz jest się w kraju , w którym siatkówka odgrywa wielką rolę. Gdy Anderson układa cię na wygodnym materacu niemal od razu przymykasz powieki i oddajesz się w ramiona Morfeusza, nie zawracając uwagi na nic. Śnisz o pierwszym meczu USA na MŚ, o genialnych zagrywkach i bezbłędnych atakach twojego chłopaka.
Wyspana otwierasz oczy, rozciągając się leniwie. Czas wreszcie coś zjeść. Powoli zsuwasz z łóżka nogi, ubierając je w japonki i rozglądasz się wokół. Smucisz się, kiedy nie dostrzegasz nigdzie Amerykanina. Uśmiechasz się jednak, gdy zauważasz na szafce nocnej talerz z smakowicie wyglądającą sałatką i gorącą jeszcze kawą oraz karteczkę. Zabierasz tackę wraz z jedzeniem i opadasz na fotel przy małym stoliku. Nabierasz na widelec smakołyku i kosztujesz. Po chwili sałatki już nie ma, a gorąca ciesz właśnie jest przez ciebie pochłaniana. Z ciekawością łapiesz za różową karteczkę i starasz się odczytać bazgroły Andersona. Po odświeżającym prysznicu z uśmiechem na ustach poprawiasz przed lustrem rzęsy tuszem, włosy splatasz w niedbałego kłosa i spryskujesz się swoją wakacyjną mgiełką. Nie wiesz skąd u ciebie taki dobry humor, ale chce ci się cały czas śmiać, latać ze szczęścia i śpiewać. Zbiegasz po schodach, nucąc pod nosem jedną z twoich ulubionych piosenek i rozglądasz się za taksówką. Po chwili siedzisz już w samochodzie, rozmawiając nieco z kierowcą na temat siatkówki, co jeszcze bardziej poprawia ci humor. Żegnasz się z sympatycznym panem, wręczając mu banknot i wchodząc do Kraków Areny. Na swojej drodze napotykasz wysokiego, łysego typka. Jak wnioskujesz to ochroniarz. Pokazujesz mu swoją przepustkę i w podskokach zmierzasz w kierunku szatni, z której słyszysz śmiechy chłopaków. Naciskasz na klamkę od drzwi i pchasz je do przodu.
Matthew uśmiecha się do ciebie nieziemsko, zachęcając dłonią do wejścia. Z szerokim uśmiechem siadasz obok Andersona, składając na jego policzku subtelny pocałunek. Po kilku minutach chłopaki odkładają swoje napoje na ławki i opuszczają pomieszczenie, udając się na halę. Podążasz tuż za nimi. Twój chłopak dziś doskonale radzi sobie w zagrywce i ataku, tak jak ci się śniło. Chodzisz obok linii boiska, podając piłki i rozmawiając z Johnem na temat świetnej formy chłopaków. Prosi cię o rozluźnienie atmosfery. Kiwasz z uśmiechem głową, zgadzając się z nim. Gdy 3 godzinny trening dobiega końca, kierujesz się w stronę szatni. Czekasz przed drzwiami na swojego ukochanego, kiedy nagle ktoś dotyka szybko twoich pleców. Piszczysz na całe gardło, a kiedy dostrzegasz Holta z cwaniackim uśmieszkiem spoglądasz na niego morderczo i nadeptujesz na jego nogę.
-Auć! Za co to?- unosi brwi do góry.
-Za twój idiotyzm Max.-wystawiasz mu język.
Już po chwili tego żałujesz. Przerzuca cię przez swoje ramie i wybiega z budynku. Chłopaki dostrzegają to przez okno i meldują się przed halą bez koszulek. No niezłe widoki będą mieć fanki. Nie masz pojęcia co strzeliło twojemu ukochanemu przyjacielowi do łba, ale nie masz zamiaru przemieszczać się w taki sposób. Z całej siły obijasz jego klatkę piersiową, ale on tylko się śmieje. Matthew zamiast ci pomóc zwyczajnie stoi i się śmieje. Max tymczasem wreszcie staje w miejscu i uśmiecha się do ciebie głupkowato. Nawet nie zauważasz, kiedy lądujesz w lodowatej wodzie fontanny w Krakowie. Warczysz pod nosem i głośno klniesz w kierunku Maxwella. Blondyn wyciąga w twoim kierunku dłoń, a ty z całej siły łapiesz ją i ciągniesz w swoją stronę. Teraz to on leży, a ty pośpiesznie biegniesz w kierunku znanego ci już obiektu. Gdy chłopaki widzą twoją wściekłość i rozmazany makijaż reagują głośnym " uuuu będzie niedobrze". Z zaciśniętymi pięściami zmierzasz w ich kierunku. Natychmiast znikają za drzwiami obiektu, a wraz z nimi Anderson. Nie masz po prostu do niego słów. Dupek! Zamiast cię zabrać temu idiocie, to zwyczajnie pozwolił by cię wnerwił. Nie masz słowa by opisać na niego twój gniew. Pośpiesznie wbiegasz do łazienki, wyciągając z torebki tusz i chusteczki. Szybko zmywasz resztki maskary ze swoich rzęs i poprawiasz je na nowo. Włosów i ubrań nie masz jednak jak wysuszyć. Tym razem nie zamierzasz czekać na tego debila. Szybkim krokiem zmierzasz w kierunku wyjścia, a następnie do stojącej niedaleko taxi. Nagle ktoś chwyta cię za ramie, a ty odwracasz głowę w jego stronę. To Anderson. Matthew spogląda na ciebie tymi błękitnymi tęczówkami, zagryzając dolną wargę. Nie wiesz o co mu chodzi. Wyrywasz się z jego uścisku i chwytasz za klamkę od samochodu. Wtedy ponownie łapie cię tym razem za nadgarstek i wpija na siłę w twoje usta. Natychmiast go odpychasz i szybko wsiadasz do samochodu . Widzisz jak stoi cały czas w miejscu i zaciska nerwowo pięści . W hotelu meldujesz się o 12 i kierujesz w stronę restauracji . Zamawiasz polecane przez kelnera danie i niemal się nim dławisz ,kiedy w drzwiach wejściowych dostrzegasz Andersona przyklejonego do rudowłosej. Natychmiast odwracasz swoje spojrzenie, wycierasz usta serwetką i zrywasz się z krzesła, biegiem opuszczając restaurację. Wiedziałaś, że Matt ma taki charakter, ale żeby od razu gnać do Emily to było przesadą. Opadasz na pościelone łóżko, wbijając swój zaszklony wzrok w sufit. Może ty porostu za bardzo się wkurzyłaś? To przecież tylko głupi wygłup ze strony Holta. Znasz go w końcu doskonale. Uwielbiasz robić mu różne kawały, naśmiewać się z jego żałosnych min... Gdy słyszysz trzask drzwi natychmiast ocierasz pojedynczą łzę spływającą po twoim policzku i podnosisz się do pozycji siedzącej. Udajesz, że sprawdzasz coś w komórce, ale tak naprawdę śledzisz poczynania swojego chłopaka. Zdejmuję swoją przepoconą koszulkę i znika za drzwiami łazienki. Zauważasz, że na stoliku zostawia swój telefon. Nie wiesz co cię właściwie podkusiło sprawdzać jego i'Phone, ale nie możesz się powstrzymać. Otwierasz skrzynkę odbiorczą i przeglądasz jego wiadomości. Oddychasz z ulgą, kiedy nie dostrzegasz SMS' ów pisanych do rudej. Śmiejesz się natomiast, odczytując po cichu jak Lotman jeździ po Andersonie ostrymi tekstami. Kiedy zauważasz, że woda cichnie zablokowujesz komórkę i ponownie zajmujesz swoje miejsce, tym razem otwierając gazetę. Matthew wyciera swoje mokre włosy, poszukując jednocześnie T-shirtu na zmianę. Przykuca obok łóżka w samych bokserkach, otwierając swoją walizkę. Wtedy czujesz jak kilka kropel spada na twoje odsłonięte przez spodenki nogi. Uśmiechasz się pod nosem, podziwiając jego urok osobisty. W takim wydaniu podoba ci się jeszcze bardziej niż w dzień. Narzuca na siebie niebieską koszulkę, czym wywołuję u ciebie smutną minę. Natychmiast to zauważa i śmieje się pod nosem, zasiadając obok ciebie. Obejmuje cię ramieniem i przybliża swoje usta do twojej szyi.
-Przepraszam słonko. -szepcze zmysłowo, w twoje blond włosy.- Nie wiedziałem, że Max aż tak cię wkurzy.
-Czyli o wszystkim wiedziałeś, tak?-odrywasz wzrok od podłogi i spoglądasz na niego pytająco.
-Owszem.-odpowiada spokojnie.- To jak zgoda?-muska twoją szyję swoimi wargami.
-Jasne. To chyba ja za bardzo się zdenerwowałam.- przyznajesz.-A ty mnie tu nie uwodź. Za wcześnie jeszcze Anderson.- ukazujesz rządek śnieżnobiałych zębów.
Mruczy coś pod nosem, na co ty śmiejesz się tylko uroczo. Muskasz delikatnie jego usta, na co on odpowiada z jeszcze większą siłą. Wplatasz swoje dłonie w jego brązową czuprynę, a on mruczy zadowolony, sadowiąc cię sobie na kolanach. Uwielbiasz czuć jego wargi na swoich ustach. Jego miętowy oddech doprowadza cię do szaleństwa. W odpowiednim momencie odrywasz się od niego i wstajesz. Matt jednak przewiduje twoją czynność i łapie cię za lewy nadgarstek, ciągnąc w swoją stronę. Lądujesz na łóżku, obok bruneta i obserwujesz jego oczy. Błękitne oczy śmieją się do ciebie. Uwielbiasz go właśnie w takim obliczu. Kochasz go szczęśliwym, radosnym, spełnionym. Ponawiasz swoją próbę podniesienia się z materaca, lecz on nadal nie odpuszcza.
-Bałwanku chce zwiedzić miasto. Puść mnie no!
Matthew z łobuzerskim uśmiechem zamyka twój brzuch w swoim żelaznym uścisku i zaczyna cię łaskotać. Tak bardzo tego nienawidzisz. Kopiesz go, lecz to nic nie pomaga. W pokoju rozbrzmiewają tylko wasze głośne śmiechy. Niechcący twoja noga zatrzymuję się na jego kroczu, co oznajmia ci cichy jęk. Pośpiesznie opuszczasz pomieszczenie i ruszasz biegiem w kierunku pokoju Clarksona. Atakujący podąża tuż za tobą, lecz jest on dopiero na zakręcie korytarza. Bez pukania wpadasz do pokoju blondyna, który spogląda na ciebie zaskoczony. Szybko chowasz się do szafy, gdzie bez problemu mieścisz się ze swoim wzrostem. Kiedy słyszysz skrzypienie drzwi zamierasz. Wstrzymujesz oddech i stoisz nieruchomo. Przez dziurkę śledzisz rozmowę atakujących, widząc jak Matt opuszcza pokój. Nie wytrzymujesz. Twój nos niemiłosiernie cię wędzi. Kichasz głośno, czym powodujesz, że wieszaki spadają ci na głowę. Tuż po chwili obserwujesz nad sobą roześmianą twarz swojego chłopaka:
-A tu cię mam!
Brunet przekłada cię przez ramię i już ma wychodzić, kiedy w drzwiach pokoju staje poważny Speraw. Natychmiast postawia cię na ziemi i uśmiecha się głupawo do trenera. Zatykasz usta dłonią, śmiejąc się niemiłosiernie. Życie z Mattim nigdy nie będzie nudne. Tego teraz jesteś jeszcze bardziej pewna. John karci cię wzrokiem, na co ty natychmiast ucichasz.
-Zmiana planów chłopaki! Teraz popołudniowe jogging. Za 15 minut widzę was na dolę. - mówi stanowczo, kierując mordercze spojrzenie na Matta.
-Powodzenia złotko.-puszczasz oczko w kierunku Andersona, wymijając selekcjonera USA w drzwiach.
-Ty też masz być Alice!
-Ale... Ja po co?- dziwisz się i obserwujesz jak Matt się z ciebie nabija.
-Będziesz im czas liczyć. Nie ma żadnego "ale". Mam zakwaterować cię z Emily? -kręcisz przecząco głową. - No to do zobaczenia. Pamiętaj, że ja płacę za wasz pobyt tu.
Z frustracją tupiesz nogą i opuszczasz pokój Clarksona. Słyszysz śmiech chłopaków za sobą, na co nie reagujesz. Jakby pani Speraw nie mogła policzyć czasu podopiecznym swojego ojczulka tylko ty musisz. Jak ty jej nienawidzisz. Na pewno maczała w tym palce. A miałaś takie świetne plany na ten słoneczny dzień... Zwiedzenie tego pięknego miasta.
Matt
Wreszcie nadeszła ta chwila. Wasz pierwszy mecz na Mistrzostwach Świata w Polsce. Cholernie się denerwujecie, ale wierzycie w swoje możliwości. Rozciągasz się na parkiecie, co chwilę spoglądając w stronę Alice. Blondynce ani na sekundę uśmiech nie schodzi z twarzy, czym sprawia, że twoje chęci i motywacja do wygrania tego spotkania rosną. Lotman natomiast cały czas gniewa się na ciebie z pamiętnej akcji w samolocie. Nie takie kłótnie przechodziliście i zawsze się godziliście. Przekładasz prawą nogę do tyłu, naciągając lewą. Czujesz nieprzyjemny ból, ale nie rezygnujesz. Zaciskasz zęby i z mocniejszą siłą łapiesz na czubek buta. Kiedy słyszysz gwizdek z pomocą Holta podnosisz się z parkietu i wędrujesz do swojego trenera. Krótka narada.
-One, Two,Three!-krzyczysz.
-USA!-odpowiadają twoi koledzy.
Odwracasz się w stronę Belgów, wsłuchując się w ich hymn. Po kilku minutach kołyszesz się lekko, śpiewając doskonale znane ci słowa. Alice wykrzykuje znany ci już okrzyk, na co odpowiadasz jej uśmiechem. Przybijasz piątki z kolegami, zajmując swoje miejsce na lewym ataku. Z uśmiechem na ustach wykonujesz pierwszą akcję i zdobywasz pierwszy punkt na konto drużyny USA. Po kilku minutach uśmiech znika jednak z twojej twarzy, dostrzegając dobrą grę rywala. Nim się oglądasz mijają dwa sety. Wynik jest sprawiedliwie podzielony, czyli 1:1 w setach. W przerwie zamiast do szatni podchodzisz do blondynki, która wita cię szerokim uśmiechem.
-Hola Anderson! Co ty wyprawiasz? Według moich obliczeń zrobiłeś jakieś...-zamyśla się.- 10 błędów w tym secie. Dawaj Matt! Wiem, że jesteś najlepszy.-zapewnia cię.
Kiedy otwierasz usta, by coś powiedzieć zamyka je namiętnym pocałunkiem. Kręcisz ze śmiechem głową, dostrzegając niedowierzanie i złość fanek, które widziały całą sytuację. Masz jednak prawo do szczęścia, do posiadania drugiej połówki swojego serca. A bez chwili zastanowienia, stwierdzasz, że Winter nią jest. To ona motywuję cię jak nikt inny, sprawia, że się uśmiechasz... Mógłbyś tak wymieniać w nieskończoność, ale czeka na ciebie mecz, który oczywiście zamierzasz wygrać. Uśmiechasz się cwaniacko do Paula, z którym zdążyłeś się już pogodzić podczas przerwy. Co z tego, że wykrzyczał, jak fatalnie teraz grasz. Wiesz nie od dzisiaj, że to dla twojego dobra. Przyjmujesz dość trudną piłkę, Micah rozgrywa do Sandera, który genialnie ogrywa blok Belgów. Czochrasz jego fryzurę, śmiejąc się wesoło. Taki młody, a taki uzdolniony. Nawet nie zauważasz, kiedy zdobywasz ostatni punkt tego meczu, w tie breaku, zapewniając zwycięstwo Amerykanom. Lotman skacze jak uciekinier z szpitala psychiatrycznego i miażdży ci płuca, ale to nie jest teraz ważne. Wygraliście pierwszy mecz! Uradowany przeskakujesz przez barierkę i wtulasz się w ramiona Alice. Czujesz te ukochane przez ciebie cytrusowe perfumy, jej przyśpieszony oddech. Przykładasz swoją twarz do jej włosów, napawając się ich wonią. Mógłbyś tak trwać wiecznie, ale wyrywa cię z tej czynności trener. Składasz na policzku swojej dziewczyny subtelny pocałunek i znikasz w głębi korytarza. Pośpiesznie spłukujesz z siebie pod prysznicem trudy dzisiejszego meczu i przepocone ubranie zamieniasz na wygodne dresy i reprezentacyjną bluzę. Na ławce przed budynkiem czeka już na ciebie Winter, która od razu wpija się w twoje usta nie czekając na nic. Uwielbiasz ich smak. Taki truskawkowy. Ujmujesz jej twarz w dłonie i z jeszcze większą siłą, taką, że aż brakuje wam tchu nasilasz pocałunek. W końcu zdyszany odrywasz się od warg blondynki i opierasz swoje ciepłe czoło o jej, spoglądając jej głęboko w oczy.
-Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił piękna. Kocham cię Alice.-szepczesz, tak aby tylko ona to usłyszała.
Od Autorki:
Zacznę od przeprosin. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że rozdział nie pojawił się w sobotę. Pisałam go i miał pojawić się planowo, aż tu nagle wyskakuje ostrzeżenie "Temperatura jest wysoka!". Kilka sekund później komputer wyłączony :P Próbowałam pisać, zdanie napisałam i system się wyłączał. Na szczęście mój tata opanował dziś sytuacje i mogłam wreszcie coś dla was napisać :) Co tu jeszcze mówić? A no tak. W konkursie brać udziału nie chcecie, więc pewnie nie ma już sensu go prowadzić. Martwi mnie to, że w filmikach Zenitu Kazań brak Matta. W ogóle nie widziałam, by grał coś. Oby wrócił do wejściowej 6 :) Skra za to pokonała Izmir 2:1 :3 Już za kilka dni PlusLiga <3 Dobra to tyle :)
Pozdrawiam i do soboty lub wcześniej :*
-Przepraszam słonko. -szepcze zmysłowo, w twoje blond włosy.- Nie wiedziałem, że Max aż tak cię wkurzy.
-Czyli o wszystkim wiedziałeś, tak?-odrywasz wzrok od podłogi i spoglądasz na niego pytająco.
-Owszem.-odpowiada spokojnie.- To jak zgoda?-muska twoją szyję swoimi wargami.
-Jasne. To chyba ja za bardzo się zdenerwowałam.- przyznajesz.-A ty mnie tu nie uwodź. Za wcześnie jeszcze Anderson.- ukazujesz rządek śnieżnobiałych zębów.
Mruczy coś pod nosem, na co ty śmiejesz się tylko uroczo. Muskasz delikatnie jego usta, na co on odpowiada z jeszcze większą siłą. Wplatasz swoje dłonie w jego brązową czuprynę, a on mruczy zadowolony, sadowiąc cię sobie na kolanach. Uwielbiasz czuć jego wargi na swoich ustach. Jego miętowy oddech doprowadza cię do szaleństwa. W odpowiednim momencie odrywasz się od niego i wstajesz. Matt jednak przewiduje twoją czynność i łapie cię za lewy nadgarstek, ciągnąc w swoją stronę. Lądujesz na łóżku, obok bruneta i obserwujesz jego oczy. Błękitne oczy śmieją się do ciebie. Uwielbiasz go właśnie w takim obliczu. Kochasz go szczęśliwym, radosnym, spełnionym. Ponawiasz swoją próbę podniesienia się z materaca, lecz on nadal nie odpuszcza.
-Bałwanku chce zwiedzić miasto. Puść mnie no!
Matthew z łobuzerskim uśmiechem zamyka twój brzuch w swoim żelaznym uścisku i zaczyna cię łaskotać. Tak bardzo tego nienawidzisz. Kopiesz go, lecz to nic nie pomaga. W pokoju rozbrzmiewają tylko wasze głośne śmiechy. Niechcący twoja noga zatrzymuję się na jego kroczu, co oznajmia ci cichy jęk. Pośpiesznie opuszczasz pomieszczenie i ruszasz biegiem w kierunku pokoju Clarksona. Atakujący podąża tuż za tobą, lecz jest on dopiero na zakręcie korytarza. Bez pukania wpadasz do pokoju blondyna, który spogląda na ciebie zaskoczony. Szybko chowasz się do szafy, gdzie bez problemu mieścisz się ze swoim wzrostem. Kiedy słyszysz skrzypienie drzwi zamierasz. Wstrzymujesz oddech i stoisz nieruchomo. Przez dziurkę śledzisz rozmowę atakujących, widząc jak Matt opuszcza pokój. Nie wytrzymujesz. Twój nos niemiłosiernie cię wędzi. Kichasz głośno, czym powodujesz, że wieszaki spadają ci na głowę. Tuż po chwili obserwujesz nad sobą roześmianą twarz swojego chłopaka:
-A tu cię mam!
Brunet przekłada cię przez ramię i już ma wychodzić, kiedy w drzwiach pokoju staje poważny Speraw. Natychmiast postawia cię na ziemi i uśmiecha się głupawo do trenera. Zatykasz usta dłonią, śmiejąc się niemiłosiernie. Życie z Mattim nigdy nie będzie nudne. Tego teraz jesteś jeszcze bardziej pewna. John karci cię wzrokiem, na co ty natychmiast ucichasz.
-Zmiana planów chłopaki! Teraz popołudniowe jogging. Za 15 minut widzę was na dolę. - mówi stanowczo, kierując mordercze spojrzenie na Matta.
-Powodzenia złotko.-puszczasz oczko w kierunku Andersona, wymijając selekcjonera USA w drzwiach.
-Ty też masz być Alice!
-Ale... Ja po co?- dziwisz się i obserwujesz jak Matt się z ciebie nabija.
-Będziesz im czas liczyć. Nie ma żadnego "ale". Mam zakwaterować cię z Emily? -kręcisz przecząco głową. - No to do zobaczenia. Pamiętaj, że ja płacę za wasz pobyt tu.
Z frustracją tupiesz nogą i opuszczasz pokój Clarksona. Słyszysz śmiech chłopaków za sobą, na co nie reagujesz. Jakby pani Speraw nie mogła policzyć czasu podopiecznym swojego ojczulka tylko ty musisz. Jak ty jej nienawidzisz. Na pewno maczała w tym palce. A miałaś takie świetne plany na ten słoneczny dzień... Zwiedzenie tego pięknego miasta.
Matt
Wreszcie nadeszła ta chwila. Wasz pierwszy mecz na Mistrzostwach Świata w Polsce. Cholernie się denerwujecie, ale wierzycie w swoje możliwości. Rozciągasz się na parkiecie, co chwilę spoglądając w stronę Alice. Blondynce ani na sekundę uśmiech nie schodzi z twarzy, czym sprawia, że twoje chęci i motywacja do wygrania tego spotkania rosną. Lotman natomiast cały czas gniewa się na ciebie z pamiętnej akcji w samolocie. Nie takie kłótnie przechodziliście i zawsze się godziliście. Przekładasz prawą nogę do tyłu, naciągając lewą. Czujesz nieprzyjemny ból, ale nie rezygnujesz. Zaciskasz zęby i z mocniejszą siłą łapiesz na czubek buta. Kiedy słyszysz gwizdek z pomocą Holta podnosisz się z parkietu i wędrujesz do swojego trenera. Krótka narada.
-One, Two,Three!-krzyczysz.
-USA!-odpowiadają twoi koledzy.
Odwracasz się w stronę Belgów, wsłuchując się w ich hymn. Po kilku minutach kołyszesz się lekko, śpiewając doskonale znane ci słowa. Alice wykrzykuje znany ci już okrzyk, na co odpowiadasz jej uśmiechem. Przybijasz piątki z kolegami, zajmując swoje miejsce na lewym ataku. Z uśmiechem na ustach wykonujesz pierwszą akcję i zdobywasz pierwszy punkt na konto drużyny USA. Po kilku minutach uśmiech znika jednak z twojej twarzy, dostrzegając dobrą grę rywala. Nim się oglądasz mijają dwa sety. Wynik jest sprawiedliwie podzielony, czyli 1:1 w setach. W przerwie zamiast do szatni podchodzisz do blondynki, która wita cię szerokim uśmiechem.
-Hola Anderson! Co ty wyprawiasz? Według moich obliczeń zrobiłeś jakieś...-zamyśla się.- 10 błędów w tym secie. Dawaj Matt! Wiem, że jesteś najlepszy.-zapewnia cię.
Kiedy otwierasz usta, by coś powiedzieć zamyka je namiętnym pocałunkiem. Kręcisz ze śmiechem głową, dostrzegając niedowierzanie i złość fanek, które widziały całą sytuację. Masz jednak prawo do szczęścia, do posiadania drugiej połówki swojego serca. A bez chwili zastanowienia, stwierdzasz, że Winter nią jest. To ona motywuję cię jak nikt inny, sprawia, że się uśmiechasz... Mógłbyś tak wymieniać w nieskończoność, ale czeka na ciebie mecz, który oczywiście zamierzasz wygrać. Uśmiechasz się cwaniacko do Paula, z którym zdążyłeś się już pogodzić podczas przerwy. Co z tego, że wykrzyczał, jak fatalnie teraz grasz. Wiesz nie od dzisiaj, że to dla twojego dobra. Przyjmujesz dość trudną piłkę, Micah rozgrywa do Sandera, który genialnie ogrywa blok Belgów. Czochrasz jego fryzurę, śmiejąc się wesoło. Taki młody, a taki uzdolniony. Nawet nie zauważasz, kiedy zdobywasz ostatni punkt tego meczu, w tie breaku, zapewniając zwycięstwo Amerykanom. Lotman skacze jak uciekinier z szpitala psychiatrycznego i miażdży ci płuca, ale to nie jest teraz ważne. Wygraliście pierwszy mecz! Uradowany przeskakujesz przez barierkę i wtulasz się w ramiona Alice. Czujesz te ukochane przez ciebie cytrusowe perfumy, jej przyśpieszony oddech. Przykładasz swoją twarz do jej włosów, napawając się ich wonią. Mógłbyś tak trwać wiecznie, ale wyrywa cię z tej czynności trener. Składasz na policzku swojej dziewczyny subtelny pocałunek i znikasz w głębi korytarza. Pośpiesznie spłukujesz z siebie pod prysznicem trudy dzisiejszego meczu i przepocone ubranie zamieniasz na wygodne dresy i reprezentacyjną bluzę. Na ławce przed budynkiem czeka już na ciebie Winter, która od razu wpija się w twoje usta nie czekając na nic. Uwielbiasz ich smak. Taki truskawkowy. Ujmujesz jej twarz w dłonie i z jeszcze większą siłą, taką, że aż brakuje wam tchu nasilasz pocałunek. W końcu zdyszany odrywasz się od warg blondynki i opierasz swoje ciepłe czoło o jej, spoglądając jej głęboko w oczy.
-Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił piękna. Kocham cię Alice.-szepczesz, tak aby tylko ona to usłyszała.
Od Autorki:
Zacznę od przeprosin. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że rozdział nie pojawił się w sobotę. Pisałam go i miał pojawić się planowo, aż tu nagle wyskakuje ostrzeżenie "Temperatura jest wysoka!". Kilka sekund później komputer wyłączony :P Próbowałam pisać, zdanie napisałam i system się wyłączał. Na szczęście mój tata opanował dziś sytuacje i mogłam wreszcie coś dla was napisać :) Co tu jeszcze mówić? A no tak. W konkursie brać udziału nie chcecie, więc pewnie nie ma już sensu go prowadzić. Martwi mnie to, że w filmikach Zenitu Kazań brak Matta. W ogóle nie widziałam, by grał coś. Oby wrócił do wejściowej 6 :) Skra za to pokonała Izmir 2:1 :3 Już za kilka dni PlusLiga <3 Dobra to tyle :)
Pozdrawiam i do soboty lub wcześniej :*