czwartek, 9 października 2014

24."Alice! Mówisz poważnie?!"

Rozdział dedykuję Panny Dunkowej, która również piszę świetne opowiadanie o Matthew :3 Dziękuję, że do mnie zawitałaś i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :) Szczerze to myślałam, że już do mnie nie wstąpisz :D Miłego czytania wam życzę kochane :* 

Matt

Nim spostrzegasz na wyświetlaczu twojego telefonu widnieje 14 września 2014, czyli data waszego ostatniego meczu w drugiej fazie. Wiesz bardzo dobrze, że Argentyna nie ma już szans na awans, ale może chcieć dobrze zakończyć ten mundial. Znasz jednak wasze możliwości. Czwarte miejsce w rankingu FIVB samo się nie wypracowało. Znaleźliście  się na nim po przez ciężką pracę. Szybkim krokiem zmierzasz w kierunku restauracji, w której macie zjeść śniadanie. Gdy tylko przekraczasz próg zauważasz twoją dziewczynę siedzącą obok Holta. Irytujesz się nieco, kiedy zauważasz dłoń Maxwella ułożoną na udzie Alice. Rzucasz w jego stronę groźne spojrzenie, wypowiadając przez zaciśnięte zęby by zabrał swoją łapę z ciała blondynki. Blondyn unosi dłonie w geście obrony i prosi abyś wyluzował. Wiesz, że z Winter łączy go tylko przyjaźń, ale czasami wygląda to zupełnie inaczej, albo tylko tobie się tak wydaje. Bierzesz głęboki oddech, przepraszając kolegę z drużyny. Przybijasz z nim piątkę i zabierasz się za spożywanie smakowicie wyglądającej sałatki. Po kilku minutach pusty talerz odsuwasz na kąt stolika i upijasz spory łyk gorącej kawy. Z za interesowaniem przyglądasz się Emily, która ewidentnie podrywa Clarka. Gestami dłoni próbujesz go o tym powiadomić, lecz ten matoł nic nie rozumie. Śmiejesz się pod nosem z jego inteligenci i opuszczasz pomieszczenie, kierując się schodami na górę. Chwilę później w twoim pokoju pojawia się blondynka. Jednym gestem dłoni odgarnia swoje długie włosy do tyłu, powodując u ciebie rozmarzenie. Po raz kolejny dostrzegasz jak bardzo jest piękna. Alice opada na swoje łóżko, wyjmując z kieszeni telefon. Wpatruje się w ekran gadżetu, nie zwracając na ciebie całkowicie uwagi. Od rana biegała po całym hotelu, w poszukiwaniu twoich kolegów w celu przeprowadzeniu z nimi wywiadów, nie poświęcając ci ani minuty. Rozumiesz ją, ale do meczu z Argentyną ma prawie cały dzień. Masz zamiar przerwać ciszę panującą w waszym pokoju, ale w ostatniej chwili, gdy otwierasz usta rezygnujesz. Po pomieszczeniu roznosi się dzwonek twojej komórki. Pośpiesznie przewracasz ubrania porozrzucane na łóżku, a po chwili oddychasz z ulgą, gdy twoim oczom ukazuję się biały i'Phone. Odbierasz połączenie i wsłuchujesz się w głos twojej matki. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy oświadcza ci, że wraz z twoim rodzeństwem pojawi się na meczu. Wystarczająco do gry motywuje cię twoja dziewczyna, a gdy w Bydgoszczy pojawi się także twoja rodzina to na pewno nie będziesz próżnował, a jeszcze więcej z siebie dawał. Kończysz połączenie i odkładasz swój telefon na szafkę nocną. Wskakujesz na łóżko blondynki, odwracając się do niej bokiem i opierając na łokciu. Alice nadal jednak pozostaje obojętna na twoją osobę, co coraz bardziej cię denerwuje. W końcu wyciągasz z jej dłoni komórkę i chowasz ją do swojej kieszeni. 

-Matt! Oddaj to!-prosi z morderczym spojrzeniem. 

-Nie. Teraz masz się zająć mną. -oświadczasz stanowczo, zbliżając swoją twarz do jej. 

Delikatnie muskasz jej malinowe wargi, smakujące sokiem pomarańczowym, by w końcu bez opamiętania wpić się w jej usta. Udało ci się. Nareszcie zwróciłeś na siebie jej uwagę. Wplata swoje dłonie w twoje ciemne włosy, powodując u ciebie ciche pomrukiwanie. Przewracasz się na drugi bok, czym powodujesz, że blondynka leży na tobie. Ostrożnie zsuwasz z jej ramion czarny sweter, który po chwili ląduję na fotelu w kącie. Tym razem ty leżysz na jej drobnej sylwetce, obawiając się, że ją zmiażdżysz. Odrywasz się od  jej kuszących warg i zaczynasz zostawiać na jej szyi mokre ślady. Obserwujesz jak jej oczy lśnią, jak odchyla swoją głowę do tyłu pod wpływem rozkoszy jaką jej dajesz. Kiedy ona próbuje pozbyć się twojej koszulki słyszysz jak ktoś bez pukania wpada do środka pokoju. Natychmiast zeskakujesz z blondynki, spoglądając morderczo na stojącego wciąż w drzwiach Paula.

-Sorry, że wam przeszkodziłem, ale trener kazał zjawić się na dole za jakieś 2 minuty. Chyba zamiast treningu mamy przejechać się rowerami.-oznajmia Lotman z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem. 

-Następnym razem pukaj baranie!-rzucasz złośliwie w jego stronę. - Zaraz będziemy. 

-No przepraszam Anderson, ale skąd miałem wiedzieć, że się pieprzysz z Alice?!-uniósł się lekko. 

-Po pierwsze puka się, a po drugie nie pieprze się. -odpowiadasz. 

Lotman unosi dłonie w geście obrony i pośpiesznie znika za drzwiami waszego pokoju. Wraz z Alice wymieniasz znaczące spojrzenie i śmiejesz się głośno, podnosząc z łóżka. Na ramiona narzucasz reprezentacyjną bluzę i stoisz obok drzwi, czekając na Winter. Splatasz swoje palce z jej dłonią i z delikatnym uśmiechem przy jej boku ruszasz schodami na dół. Kiedy zjawiacie się w holu chłopaki przerywają rozmowy i kierują swój wzrok na ciebie oraz blondynkę. Czyżby Resoviak opowiedział o sytuacji jaka miała miejsce w twoim pokoju? Nie, na pewno nie. Przecież on taki nie jest. Wszystko jednak na to wskazuję. Spoglądasz groźnie w kierunku Paula, który stanowczo kręci głową, domyślając się twojego pytania. Czujesz się jakbyś zrobił coś nie stosownego.

                                                           ***
Alice 

Doskonale bawisz się w towarzystwie Amerykanów. Clark z Holtem cały czas się kłócą o jakaś błahostkę, próbując się zepchnąć nawzajem z roweru, co rozbawia całą drużynę. Twój brunet natomiast cały czas uparcie trwa przy twoim boku, wymieniając z Taylorem jakieś sugestie na temat ataku i przyjęcia w dzisiejszym meczu. Lotman natomiast jeździ pomiędzy wszystkimi ze swoją komórką, która ma jakieś 10 lat i się zacina, śpiewając na całe gardło piosenki. Śmiejesz się pod nosem z kolejnej przepychanki Maxwella z Clarksonem, o mało co nie dostając w oczy gałęzią. Chłopaki wybuchają głośnym śmiechem, a ty niebezpiecznie spoglądasz w stronę Lotmana. Resoviak z tego całego pochłonięcia swoimi zdolnościami wokalnymi nie zauważa, kiedy jego LG ląduję na twardym asfalcie. Zirytowany zsiada z roweru, wrzucając go w najbliższe krzaki i biegnie w kierunku swojego złomka. Wraz z chłopakami śmiejesz się tak, że prawie tracisz równowagę. Oburzony Amerykanin spogląda w twoją stronę, grożąc ci byś miała się na baczności. 

-Lotman! Jeśli zaraz nie wyjmiesz tego roweru z krzaków to zaraz sam wylądujesz właśnie tam! Masz 10 sekund na dołączenie do chłopaków! 10, 9, 8...-stanowczo mówi Speraw. 

Paul wrzuca telefon do kieszeni swoich reprezentacyjnych dresów i biegiem rusza w kierunku porzuconego wcześniej środka transportu. Ze śmiechem obserwujesz jak pedałuje jak profesjonalny kolarz i dogania waszą grupę. Na szczęście muzyka przyjaciela twojego chłopaka ucichła i teraz możesz włączyć swoje piosenki. Ze swojej playlisty wybierasz ukochaną przez ciebie i Andersona "I like how it ". Z uśmiechem na ustach zgadzasz się na zaśpiewanie doskonale znanych ci słów i już po chwili wraz z Mattem jedziecie na początku grupy, ze spoglądaniem na siebie śpiewając do melodii z twojej komórki. Uwielbiasz atmosferę panującą w kadrze USA. Jest mega luźno, śmiesznie i każdy się tu ze sobą lubi. Czasami nawet John się zapomina i pozwala chłopcom na ich głupawki. Przerywasz swój śpiew, kiedy  z powodu zagapienia wjeżdżasz  w Holta. Blondyn traci równowagę i ląduje w krzaku róży. Wraz z resztą zatrzymujesz swój pojazd i ze śmiechem pomagacie środkowemu wstać. Chciałaś się na nim odegrać za pomalowanie pastą rano, ale tego w planach  nie miałaś i zrobiłaś to zupełnie przypadkowo. Twój przyjaciel jednak ci nie wierzy i wściekły podnosi się z asfaltu na, którym siedział. Z całej siły w nogach ruszasz biegiem w kierunku najbliższej drogi. Boisz się i to nie na żarty. Znasz już oblicze naprawdę mocno wkurzonego Holta i nie masz zamiaru się z nim spotkać po raz kolejny. Za sobą słyszysz nawoływania trenera USA, które Max na twoją niekorzyść lekceważy. Kiedy odwracasz głowę do tyłu, potykasz się o wzniesienie ziemi i lądujesz na zielonej trawie. Maxi uśmiecha się do ciebie łobuzersko i opada obok ciebie, łaskocząc cię po brzuchu. Starasz się bronić, kopiąc go nogami, lecz on to lekceważy. W końcu Anderson podbiega do was i ze śmiechem odciąga od ciebie blondyna. Muskasz jego policzek swoimi malinowymi wargami i z uśmiechem siadasz na rower, ruszając tuż za Sanderem. Nim spostrzegasz zagłębiasz się z nim w dość ciekawą rozmowę, którą kończysz przed halą. Z bagażnika zabierasz swoją torebkę, w której znajduje się notes z długopisem, aparat oraz inne mniej ważne rzeczy i przekraczasz próg obiektu w Bydgoszczy. W tłumie kibiców dostrzegasz machającą w twoją stronę Gabi, która wita cię okrzykiem "Go USA", na co śmiejesz się pod nosem. Obserwując rozgrzewających się siatkarzy opowiadasz jej o wycieczce rowerowej i słyszysz jej głośny śmiech. Nim zauważacie Amerykanie rozpoczynają już spotkanie. David Lee wykonuje punktowy serwis, a chwilę później Matt obija argentyński blog. Zapowiada się arcyciekawy mecz. Musisz przyznać, że atmosfera mundialowa w Polsce jest niesamowita. Kibice zdzierają gardła dla swoich siatkarzy, dopingują ich jak tylko mogą. Nawet na meczach innych krajów jest komplet, choćby dziś. Sama hala jest świetna. Nim się oglądasz Argentyna odskakuje USA na 4 punkty, prowadząć 6:2. Nie jesteś zdenerwowana. To dopiero początek meczu i chłopaki muszą się w niego wczuć. Twój stoicki spokój się opłacił. Amerykanie prowadzą już 19:16. Uradowana przybijasz z Gabi i Nico piątkę, kiedy  Christenson wykonuje as serwisowy. Zepsuta zagrywka Micah, piłka w aucie podczas serwisu Argentyny, Sander ze środka, punktowy blok na Conte... Cecco w aut. Koniec seta, wygranego przez USA. W stronę bruneta posyłasz szeroki uśmiech, szepcząc ciche " oby tak dalej". Matthew kiwa tylko głową i udaje się do szatni, gdzie ty również kierujesz się wraz z twoim bratem i przyjaciółką. 

-Świetnie chłopaki! Jeszcze dwa! - krzyczysz, klepiąc ich po pośladkach. 

Koledzy Matta spoglądają na ciebie roześmiani i po kolei opuszczają szatnie. Podchodzisz do Andersona i wpijasz się łapczywie w jego usta. Zadowolony obejmuje cię w pasie, przyciągając cię jeszcze bliżej siebie. Układasz ręce na jego szyi i z całej siły napierasz na jego wargi, które opowiadając ci z jeszcze większą siłą. W końcu odrywasz się od uśmiechającego się od ucha do ucha siatkarza i zalotnie mrugasz rzęsami, opuszczając pomieszczenie. Z całej siły klaskasz w dłonie, wspierając swoją reprezentację. Drugi set rozstrzyga się dwupunktowym prowadzeniem Argentyny. Ty jednak wierzysz w Amerykanów do końca. W przerwie pomiędzy setami odwiedzasz ich szatnie i motywujesz ich , tak jak prosił cię trener. Z uśmiechem wracasz na swoje miejsce,  podając Gabi pełen kubek koktajlu. Kiedy Argentyna wygrywa 2 set zaczynasz się niepokoić. Co się z nimi dzieje? W czwartym jednak wracają z powrotem do gry, wygrywając tą partię 25:23. Ręce ci się trzęsą, kiedy rozpoczyna się tie break. Lotman szczęśliwie z lewego ataku. USA na prowadzeniu. Oddychasz z ulgą, kiedy Facundo Conte, którego bardzo lubisz zostaje zatrzymany blokiem zespołu amerykańskiego. Mocna zagrywka twojego chłopaka, niestety w aut. Tutaj nie mogą się mylić. To jest tie break, w meczu o awans do półfinału MŚ. Krótka Holta, 3:1 dla USA. Od tego momentu zaczyna się prawdziwa nerwowa gra. Zespoły wyrywają sobie punkty i idą łeb w łeb. Krzywisz się lekko, kiedy na tablicy wyników dostrzegasz 10:8 dla Argentyny. Wierzysz jednak! Wierzysz do końca! Świetny atak Conte, Sander w siatkę, zmiana decyzji sędziego, 12:9. Splatasz swoje dłonie ze sobą, w geście modlitwy. Coraz mniej ci się to podoba. W środku ze spokojnej, wierzącej w wygraną USA zamieniasz się w panikującą dziewczynę. Obicie bloku przez Sandera, powoduję u ciebie oddech ulgi. Blok aut w wykonaniu Gonzaleza. Piłka meczowa dla Argentyny. Podnosisz się z miejsca i błagasz Boga o wygranie tej partii przez Amerykanów. Matt atakuje z całej siły, ale niestety piłka wpada w boisko USA. W oczach masz łzy. Nie możesz uwierzyć. Chłopaki tyle się starali by dojść aż tutaj, a teraz ulegli niegrającej już na mundialu Argentynie. To niemożliwe! To nie dzieje się naprawdę! To musi być sen. Nie kryjesz swoich emocji. Pozwalasz spływać słonej cieczy swobodnie po twoich policzkach. Liczyłaś jak cholera, na Matta, Maxwella, na ich wszystkich. Pierwsza faza nie szła im za dobrze, ale w tej dali z siebie wszystko. Mieli prawie pewny awans, aż tu takie coś. Gabi widząc w jakim jesteś stanie obejmuje cię ramionami i przytula do ciebie. Do tego to buczenie na USA podczas meczu. Czujesz się okropnie. W końcu odważasz się wyrwać z jej uścisku i szukasz wzrokiem sylwetki twojego bruneta. Wasze spojrzenia się spotykają. Dostrzegasz jak szklą mu się oczy, patrzy na ciebie bezradnie, oczami porzuconego psa. Jest równie załamany co ty. Również nie dowierza. Widzisz jak opada na ławkę i ukrywa twarz w dłoniach. Przeskakujesz przez barierki i podbiegasz do niego. Wiesz, że jesteś mu teraz cholernie potrzebna. Zajmujesz miejsce obok i obejmujesz go swoim ramieniem. Załamany układa swoją głowę na twoim ramieniu i tak po prostu się rozkleja. Jeszcze nigdy nie widziałaś go w takim stanie. Serce ci pęka na taki widok. Nie możesz nic jednak poradzić, tylko przy nim być. Tego momentu najbardziej się obawiałaś. Właśnie dziś zakończył się mundial dla USA,a  to oznaczało powrót Matta do Zenitu Kazań. Nie chciałaś zostać teraz sama. Ledwo co dawałaś sobie radę, gdy przebywał na zgrupowaniach, a co dopiero te kilka miesięcy. Ostatnio rozmyślałaś nad przeprowadzką do Rosji. Doszłaś do wniosku, że chyba dałabyś sobie tam radę. Miałaś w końcu świetne doświadczenie i skończoną jedną z najlepszych szkół dziennikarskich w Ameryce. W tym właśnie momencie postanawiasz, że spróbujesz. Spróbujesz dla was, dla ciebie i Matthew. Kurczowo łapiesz Andersona za dłoń i unosisz lekko do góry jego podbródek, zmuszając go do spojrzenia w twoje oczy. Kiedy otwierasz usta, by przekazać mu coś ważnego on cię uprzedza:

-Jeśli chcesz mnie pocieszać to nawet nie próbuj. Zawaliłem i tyle.

-Przestań! Grałeś dobrze, dałeś z siebie wszystko! Człowieku na tym mundialu świat się nie kończy, będą inne imprezy. Takie jak Liga Światowa, Mistrzostwa Europy czy Igrzyska w Rio. -przerywasz na chwilę, by zastanowić się jak mu to przekazać.-Matt ja...

-Tak, Alice? Coś się stało?-pyta zaniepokojony twoimi zająknięciami.

-Nie, znaczy się tak. Otóż niedawno myślałam nad tym jak to będzie, kiedy ty będziesz w Kazaniu i... Przeprowadzam się do Rosji!-oznajmiasz z uśmiechem. 

-Alice! Mówisz poważnie?!-zrywa się z ławki.

Kiwasz tylko głową i obserwujesz ze śmiechem jak Matt ze stanu załamanego zamienia się na szczęśliwego ponad dwumetrowego mężczyznę. Jak ma to w zwyczaju bierze cię na ręce i okręca wokół własnej osi. Wygląda to co najmniej tak, jakbyś zgodziła się wyjść za niego za mąż, ale nie obchodzi cię to. Teraz liczy się tylko On. Brunet z błękitnymi oczami, w których po prostu się zakochałaś. Ludzie patrzą  na was dziwacznie, a fanki Matthew są zdezorientowane i zirytowane jego zachowaniem. Chłopaki spoglądają na ciebie pytającym wzrokiem, a ty tylko uśmiechasz się w ich stronę, mówiąc, że wyjaśnisz im później. 

-I love you Alice!-krzyczy na całe gardło, wpijając się na oczach wszystkich w twoje usta. 

Słyszysz jak ludzie klaskają w dłonie. W końcu Anderson się opamiętuje i opuszcza cię na ziemie, ciągnąc za rękę w kierunku szatni. Ty jednak przecząco kręcisz głową, mówiąc, że zaczekasz przed halą wraz z Gabi i Nicolasem. Matt kiwa tylko głową i w podskokach rusza w kierunku szatni. Śmiejesz się głośno z jego zachowania, próbując wydostać się z obiektu Łuczniczka w Bydgoszczy. Po dość długim czasie wreszcie opuszczasz budynek, stojąc przed nim i rozmawiając z Gabrielą. Ona również nie zna powodu tak nagłej radości bruneta. Kiedy tłumaczysz jej wszystko, widzisz jak oczy o mało nie wychodzą jej z orbit. 

                                                           ***
Matt

Nie wiesz jak opisać swoją radość słowami. Co z tego, że przegraliście mecz o półfinał z niżej notowaną w rankingu FIVB Argentyną. To nie jest teraz ważne. Liczy się tylko to, że będziesz miał w Rosji blisko siebie Ją. Blondynkę o nieziemsko oliwkowych oczach, długich złocistego koloru włosach i uśmiechu anioła. Tak, ona jest twoim aniołem. Chroni cię przed zrobieniem czegoś głupiego i pociesza po porażkach, dbając o to byś się nie poddawał. Chłopaki są zaskoczeni twoim zachowaniem. W ogóle cię nie poznają. Z magnetofonu puszczasz głośno muzykę, skacząc w samym ręczniku między prysznicem, a szatnią. Nic nie możesz na to poradzić. Nie umiesz pohamować swojej radości. Cholernie wielkiej radości. Pośpiesznie wycierasz mokre ciało białym ręcznikiem i wciągasz na siebie reprezentacyjną bluzę z numerkiem 1 oraz dresowe, wygodne spodnie. Poprawiasz nieco odstające włosy i nucąc pod nosem "Happy" w wykonaniu Alexii. Okręcasz się wokół własnej osi i zaczynasz tańczyć, czym wywołujesz u blondynki perlisty śmiech. Wchodzisz do autobusu, zajmując miejsce obok Lotmana i włączasz w swoich słuchawkach właśnie nuconą przez ciebie piosenkę. Paul nie wytrzymuje twojego wycia pod nosem i ściąga z twoich uszu gadżet, posyłając w twoją stronę pytające spojrzenie.

-Stary, co ci jest? Jesteś jakiś chory psychicznie?-naskakuje na ciebie.-Przerżnęliśmy mecz o półfinał, a ty normalnie chodzisz taki szczęśliwy.

Śmiejesz się pod nosem i rozpoczynasz swoją opowieść o tym co wydarzyło się na parkiecie hali w Bydgoszczy.  Z każdym zdaniem na twojej twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech. Lotman już rozumie co jest powodem twojego pobudzonego zachowania i nie czepia się już. 
Zasuwasz swoja szarą bluzę na zamek błyskawiczny, a na głowę nakładasz swoją ulubioną czapkę. Uderzasz pięścią o drzwi łazienki, które od jakieś dobrej godziny są zamknięte. Alice odpowiada ci, że jest prawie gotowa. Wzdychasz głośno i siadasz na kącie swojego łóżka. Dziś twoi koledzy oraz siatkarze Argentyny postanowili dobrze zakończyć MŚ w Polsce i zabawić się w klubie. Winter wreszcie opuszcza łazienkę, a ty podnosisz się z łóżka i mierzysz ją wzrokiem od góry do dołu. Ponowie opadasz na miękki materac. Wygląda ślicznie. Czarna mini doskonale przylega do jej ciała, ukazując jej zgrabną sylwetkę i kobiece walory. Jej blond włosy opadają falami na nagie ramiona, a na jej ustach widnieje delikatna różowa szminka. 

-Tylko ty mi tam uważaj, by mi cię żaden Conte czy Uriarte nie poderwał.-grozisz w jej stronę palcem, na co ona śmieje się pod nosem. 

Taxi zawozi was pod budynek, na którym widnieje logo "Klub Metro". Z szerokim uśmiechem ciągniesz w kierunku wejścia Alice, która nieco się boi. Od czasu pamiętnego zdarzenia w Kazaniu nie pojawiała się w klubach. Widzisz to i dla zapewnienia jej bezpieczeństwa obejmujesz ją w pasie, szepcząc, że ani na sekundę nie spuścisz jej z oczu. Kiwa tylko niepewnie głową i u twojego boku udaje się w kierunku baru. Zamawiasz dwie Maklazy, które po chwili znikają w szklance. W loży dla VIP'ów dostrzegasz swoich kolegów w towarzystwie dwóch grających w barwach Skry Argentyńczyków. Machasz w ich kierunku, zachęcając ich do wejścia na parkiet. Ze śmiechem kręcą przecząco głowami, a ty wzdychasz tylko pod nosem. Ujmujesz dłoń Alice w swoją wielką łapę i kiedy się zgadza na taniec, ciągniesz ją w kierunku wolnego rogu. Zaczynasz poruszać się do głośnej klubowej muzyki, obracając przy tym zgrabnie Winter. Uśmiechasz się szeroko, kiedy kręci swoimi biodrami przed twoim nosem. Uwielbiasz w niej tą szaleńczą nutkę. Nim zauważasz przetańczyliście już jakieś dziesięć piosenek. Ponownie zamawiasz wam dwa trunki alkoholowe, tym razem inny rodzaj. Zostawiasz portfel blondynce i wychodzisz na chwilę do toalety. Opierasz się dłońmi o umywalkę, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Uśmiechasz się do samego siebie, jakie to szczęście spotkało cię, gdy wpadłeś na blondynkę na lodowisku. To musiało być przeznaczenie. Od tego wszystko się zaczęło. Pamiętasz jej złość i gniew, kiedy zauważyła, że rozwaliłeś jej łydkę. Do dziś pamiętasz jak wyganiała cię z sali i nie chciała widzieć. Już pierwszego dnia cię spoliczkowała, a później jej minę, gdy obudziła się obok ciebie. Początki były tak ciężkie, ale dałeś radę i się nie poddałeś. Wiedziałeś od początku, od tego pierwszego spojrzenia w jej oczy, że nie będzie zwykłą znajomą czy koleżanką. Ona stała się dla ciebie kimś ważnym. Osobą, bez której nie umiesz teraz żyć. Decydujesz się wreszcie opuścić toaletę, a kiedy podchodzisz do baru dostrzegasz , że Alice przy nim nie ma. Po zmierzeniu wzrokiem ludzi przebywających na parkiecie, dostrzegasz ją pośród kilku typków. Szatyn bezczelnie obmacuję ją po pośladkach, a jej się to podoba. Po chwili jednak zauważasz, że jest kompletnie piana. Jak mogła się ubić w zaledwie kilka minut, a może siedziałeś tam więcej, tylko ci się tak wydaję. Zirytowany przedzierasz się przez tłum ludzi, zmierzając w jej kierunku. Szatyna obdarzasz groźnym spojrzeniem, łapiesz blondynkę za nadgarstek i wyciągasz na zewnątrz. Kiedy masz pewność, że jesteście sami rozluźniasz uścisk i spoglądasz na Winter wściekły.

-Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? Jakim cudem się tak upiłaś? Ten typek macał cię po dupie, a ty nawet nie zareagowałaś!-naskakujesz na nią.

-No wiesz, chłopaczki byli tacy mili i postawili mi kilka drenków.-plącze się jej język.- Chyba cos ci się przewidzialo. Wybacz, ale wracam się bawic. 

-Alice cholera jasna! Zwariowałaś?! Nigdzie nie idziesz w takim stanie! Nie chce by coś ci się stało.-stwierdzasz stanowczo. 

-To choć ze mną.-odpowiada, półprzytomna. -Wybacz, ale się śpieszę. Czeka na mnie Kamil.

-Ku*** jaki Kamil?!-wyprowadza cię z równowagi. -Ja mam dość. Jak chcesz to tu sobie zostać. 

Zirytowany odwracasz się na pięcie i szybkim krokiem odchodzisz z pod klubu.  Nie rozumiesz jej zachowania. Sam widziałeś jak bała się przed wyjściem, a teraz jest kompletnie piana i pełna chęci do zabawy. 

                                                   Od Autorki:

No to zaszalałam :D Długość rozdziału powinna was zadowolić :) Tak jak poprzedni rozdział mi nie wyszedł kompletnie, tak ten bardzo mi się podoba. Napisałam go dokładnie tak jak zaplanowałam ;) A już się bałam, że mam jakiś spadek... Uch! Ale na szczęście nie! Przepraszam, że rozdział pojawia się dziś , ale sami rozumiecie Skra-ZAKSA :D Oczywiście w moje serce jest żółte i płynie w nim czarna krew, więc cieszę się mega z kolejnego świetnego meczu Bełchatowa <3 Kędzierzyna jakoś tak nie lubię :P Co tu dużo mówić, ciekawa jestem waszych opinii na temat tego rozdziału :)  Zaskoczyłam was tą awanturą czy nie bardzo? ;) Pozdrawiam i do soboty ;*  
PS: Przypominam o spamowaniu mi linkami opowiadań z Matta w zakładce "Spamownik". 

16 komentarzy:

  1. Kurde, nie poznaje Alice. Taka zakochana w Macie a tu.. Ale , no alkohol robi swoje ! Jaka k*****a Kamil ? Tez sie pytam . Dlugosc rodzialu - dla mnie mega ! Przynajmnniej moglam przesiedziec troszke przy czytaniu ! Na szczescie nie " umarlam " przez te pare dni i sie doczekakam rodzialu. Swoja droga wyjebi** ty rozdzial. !!! Ja ci jakis tam upadek !! Piszesz ciagle b.dobrze i mi tu nic takiego nie mow. Jak przeczytalam o tych wypadkach na rowerach to odrazu mi sie usmiech pojawil na ustach , troche humoru daje tak wiele. :-D Taka Koffam berdzo lubie !! Tez sie ciesze z Pucharu Skry !! Jupiiii !!! Nasi <333 Dali z sb wszystko ! Tak sie ciesze !! !!!! :) :D Juz byn chciala przeczytac 25 ! :-) Czekam !! ° Nataia
    P.S Pamietaj zadnego spadku nie mialas , i nie mysl taj wiecej !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jej wina! Właśnie! To sprawa alkoholu :P
      Kamil to postać użyta tylko w tym rozdziale. Oj ty już nie przesadzaj Natalia :) To tylko przelewanie bzdur z mojej wyobraźni na ten blog :P Nic specjalnego.
      Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa :)
      Hahah :D Z tym Koffam to mnie rozwaliłaś Kochana :D
      Okay, będę pamiętać :) Pozdrawiam wierną czytelniczkę :*

      Usuń
  2. Jeeesst ;> 1sza kłotnia gołąbeczkóww ! ;D super ;) Tak trzymaj :D za kolorowo nie może byc ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, ale co tak Alice wyprawia :c Czekam na następy :3

    OdpowiedzUsuń
  4. O niee,ja czuje,ze to się źle skończy! Na bank jej coś dosypali do drinków.... Dziękuje za odwiedziny mojego bloga (chwile-przelotne) .Mam troche brak weny ,ale postaram się niedługo coś dodać :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nic złego nie planuję :)
      Nie ma za co :3 Mówiłam już, że blogi o Matthew chętnie czytam i twój należy do tych naprawdę świetnych, więc tam zostaje :)
      Czekam z niecierpliwością i proszę jeśli możesz to mnie informuj o nowych rozdziałach :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Tak jak i tobie się podobał ten rozdział, to powiem ci, że mi również :))) Błędy jedyne jakie wychwyciłam to "wielka łapa Andersona" i ortografia i takie tam, ale się czepiać nie będę bo praktycznie nie ma o co :D Było ciekawie, niespodziewanie, po prostu super :))) A Matt dał się ponieść emocjom pod koniec i jestem pewna, że na dobre to nie wyjdzie ;)
    Naprawdę bardzo przyjemnie mi się czytało i oby tak dalej♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom to się bardzo cieszę :3
      "Wielka łapa" miała być, bo nie chciałam powtarzać słowa "dłoń" ;) Dziękuję :*
      Zobaczymy jak to z nimi będzie :)
      A mi się go mega przyjemnie pisało :3 Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Nie ma żadnego spadku, jesteś zajebista i zajebiście piszesz ...
    Mam nadzieje że ten " Kamil " nie zrobi nic Alice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah :D Dziękuję Ci bardzo Kochana ;*
      Nie spokojnie, nic nie planuję :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Wyobrażam sobie Andersona jak łazi taki szczęśliwy zaraz po tym jak odpadli i chce mi się śmiać :D Naprawdę musiało to wyglądać dość dziwnie i nie dziwię się, że tak na niego patrzyli. A szczególnie Loti :D
    Ale muszę przyznać, że Alice zrobiła mu świetną niespodziankę ;) Chce być z nim zawsze i zdecydowała się na taki poważny krok jakim jest przeprowadzka do Kazania. Niejedna by się wahała przed podjęciem takiej decyzji, ale nie ona :)
    Tylko martwi mnie ta końcówka. Czyżby początek kłopotów? Oby nie!
    Alkohol zrobił swoje, Alice nie była sobą, Matt się zdenerwował i po ptokach.
    Pewnie poważna rozmowa nadejdzie, jak emocje opadną.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Tobie xD Lotman to ziom nad ziomami jest :D Zawsze otwarcie mówi to co myśli i z niczym się nie skrywa :D
      To w końcu Alice Winter, szalona blondynka, gotowa zrobić wszystko dla Matta ;)
      Oj będzie musiała zrezygnować z pracy w Buffalo i zrobić wiele innych rzeczy, ale dla niej to się nie liczy. Najważniejszy jest dla niej Anderson :)
      Nie, nie. Spokojnie! Rozmowa będzie, ale nie będzie jakiś kłopotów :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. Dziękuję serdecznie za dedykację. Nie wiem, czemu jesteś tak zaskoczona, że wpadłam ;) To normalne, że odwiedzam inne blogi ;)
    Pewnie powinnam zwrócić uwagę na różne rzeczy w tym rozdziale, ale pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to Paul. Uwielbiam go tutaj! Jego docinki mnie niesamowicie bawią. ;)
    Co ta Alice wyprawia? Mam nadzieję, że to tylko wina alkoholu, że szybko zejdzie na ziemię i nie wypuści z rąk Matta.
    Pozdrawiam ciepło x /tough-love-ff/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Po prostu nie sądziłam, że taka dobra bloggerka mnie odwiedzi tak szybko :)
      Ja za to uwielbiam go w realu :3 Mnie za to bawi jego nieogarnięcie i cały on xD
      Komik nad komikami :D Owszem, tylko wina alkoholu ;)
      No coś ty! Ona przecież dla niego opuszcza Amerykę, hello! :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń